środa, 28 sierpnia 2013

Four. *Good or Bad.*


Po tym co Justin mi powiedział, nie potrafiłam wrócić do Luke'a.

Nie poszłam nawet do łazienki. Właściwie to ona była tylko wymówką, żeby uciec od niego. Wtedy byłam w trakcie ogarniania całej sytuacji w ogrodzie. Teraz naprawdę chciałam uciec.

Bez zbędnego myślenia zaczęłam przeciskać się przez tłumy ludzi znajdujących się w domu. Obejrzałam się dookoła, czy Luke nie zaczął mnie gonić. Na szczęście stwierdziłam, że nie. Odwracając się z powrotem, uderzyłam głową w czyjeś plecy. Spojrzałam w górę i ujrzałam chłopaka odwróconego do mnie tyłem. Powoli odwrócił się w moją stronę i ujrzałam Justina. Spojrzałam zdezorientowana w jego oczy, ominęłam go szybkim, pewnym krokiem i poszłam dalej.

- Idziesz już? - usłyszałam za sobą ciepły, chrypiący głos. Złapał mnie za ramię, sprawiając, że się zatrzymałam. Odwróciłam się do niego przodem. - Myślałem, że zostaniesz trochę dłużej. Impreza dopiero się zaczyna. - zaśmiał się i puścił mnie. Stałam tam i przyglądałam się mu, nie wiedząc czy wyznać mu powód mojego nagłego wyjścia.

- Tu jest tak dużo ludzi. Nie znam połowy twojego towarzystwa. Poza tym moi rodzice mają być dziś w domu, więc muszę już iść. - musiałam skłamać. Może da się nabrać na ten tekst o rodzicach. On w końcu o nich nic nie wie. Uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Ci wszyscy ludzie nie będą u mnie siedzieć do białego rana. Ich impreza kończy się o osiemnastej, a później zostajemy tylko ja i moi kumple. Może chciałabyś się przyłączyć? - zapytał unosząc brwi. Kurde, co ja bym potem robiła? Sorry, co ja bym robiła do osiemnastej? Nie będę wspominać o przebywaniu z Lukiem, bo to jest wykluczone. Mogłabym pojechać do domu, a potem wpaść z powrotem do Justina. Ale to byłoby wykorzystywanie jego gościnności.

- A czy Luke też tu potem będzie? - spytałam lekko podnosząc głowę do góry, żeby móc na niego spojrzeć. Błagałam go w duchu, żeby nie zadawał mi głupich pytań. Westchnął głęboko i wzruszył ramionami.

- Jeżeli przyszłabyś tu ze względu na niego, to mogę go zaprosić. - skrzywił się. Wiadome było, że Luke nie był zaproszony. Szybko pokręciłam przecząco głową.

- Nie! Nie zależy mi na tym. - przechylił głowę na lewą stronę - Ja muszę już iść. - odwróciłam się od Justina i ruszyłam w stronę wyjścia. Otworzyłam drzwi i wyszłam przed dom zamykając je za sobą. Odetchnęłam i zaczęłam się kierować do dużej bramy. Z tyłu usłyszałam trzaskające drzwi i czyjeś kroki.

- Carrie! Poczekaj. - zatrzymałam się i chwilę na niego poczekałam. - Mogę odwieźć się do domu? - zapytał gdy był już obok mnie.

- Nie chcę, żebyś robił sobie tym kłopot.

- Nie marudź. Chodź ze mną. - niespodziewanie ujął mnie za rękę. Wciągnęłam powietrze, a po plecach przeszły mnie ciarki. Nic nie powiedziałam tylko ruszyłam za nim. Weszliśmy do tego ogromnego garażu, a w nim rzeczywiście były trzy samochody. Moją uwagę przykuł ten we wzory pantery. Świetny był. Taki inny. Oprócz niego stało tam jeszcze białe Ferrari i czarny SUV.

- To który? - usłyszałam rozbawiony głos Justina, którym wyrwał mnie z komplementacji samochodów. Z podnieceniem w oczach i szerokim uśmiechem na ustach odwróciłam się w jego stronę i wskazałam palcem na ten samochód w panterkę. - Wiedziałem. - zaśmiał się i podszedł do szafki w której jak zgaduję znajdują się klucze do tych samochodów. - Jest nowy, więc raczej nie mogło być tak, abyś wybrała jakikolwiek inny. - obrócił kluczem na palcu i podszedł do drzwi od strony pasażera, które otworzył przede mną.

- Zapraszam do środka. - posłał mi szeroki uśmiech i teatralnym gestem ręki wskazał na siedzenie pasażera. Szybko wskoczyłam do samochodu, nie przestając się szczerzyć. W środku był też niesamowity. Justin zamknął za mną drzwi i ruszył w swoją stronę. Po chwili siedział za kierownicą i powoli odpalił silnik, który niesamowicie zawarczał. Wyjechaliśmy z garażu, a chwilę potem z posesji i Justin zaczął się kierować ulicami w stronę mojego domu. Ja nadal nie mogłam opanować szerokiego uśmiechu na moich ustach, który był wywołany przez to, że jadę najbardziej nieziemskim samochodem na całym świecie, w dodatku u boku bożyszcza nastolatek, samego Justina Biebera. Rozglądałam się po samochodzie. Nowoczesna deska rozdzielcza, fotele obite czarną skórą, przyciemniane szyby. Raj dla pasażera!

- Podoba się? - zapytał gdy gwałtownie odwróciłam głowę, by spojrzeć na radio, które właśnie włączał.

- Tak. - powiedziałam zabawnie przedłużając "a". Zaśmiał się, a z radia popłynęły pierwsze nuty piosenki. Jednej z moich ulubionych piosenek. Uśmiechnęłam się i rozszerzyłam oczy z niedowierzania. On tego słucha?

- Lubisz Naughty Boy? - zapytałam go.

Zaśmiał się i przytaknął głową. - Widzę, że ty też.

- Tak, ale tylko tą piosenkę. Jakoś nie miałam okazji usłyszeć jakiejkolwiek innej. - machnęłam lekceważąco ręką.

- Mogę zabrać cię na jego koncert jeśli chcesz. - zaproponował, po czym zerknął na mnie spod swoich gęstych rzęs.

- Nie dzięki. Nie mam za dużo czasu. - odwróciłam wzrok.

Justin zatrzymał się na czerwonym świetle. Odwrócił się do mnie i delikatnie ujął mój podbródek dłonią, aby mógł spojrzeć mi w oczy.

- Od kiedy będę twoim szefem, będziesz miała czas na wszystko. Tylko pozwól sobie zaszaleć. - powiedział z lekka zachrypniętym głosem, co sprawiło, że zabrzmiało to jak jakaś obietnica. Owładnęło mną dziwne uczucie. Zakręciło mi się w głowie, a z zakłopotania odwróciłam wzrok wyglądając przez okno.

- Zielone. - rzuciłam cicho, a on patrzył zdezorientowany, dopóki jego wzrok nie trafił na tablicę świetlną.

- Ah, tak. - rzucił odkasłując. Puścił mój podbródek i położył ręce na kierownicy, z powrotem włączając się do ruchu.

Zapanowała między nami niezręczna cisza, która na szczęście nie trwała zbyt długo, ponieważ niedługo byliśmy pod moim domem.

- Przyjadę po ciebie później. - powiedział, gdy staliśmy przed bramą do mojego domu. Spojrzałam na niego marszcząc brwi.

- Nie idę później na twoją imprezę. - wypaliłam szybko.

- Tylko ładnie się ubierz. - dorzucił szeroko się uśmiechając, kompletnie ignorując moją odmowę.

Przewróciłam oczami na to, jaki jednak zarozumiały potrafi być. - Już ci powiedziałam, że nie idę na żadną imprezę.

- To przynajmniej do ciebie przyjadę. - uśmiechnął się chytrze.

Miałam ochotę wygarnąć mu w twarz, żeby się ode mnie w końcu odczepił, ale jednak opanowałam swoje emocje. Zacisnęłam pięści i poluzowałam je po chwili.

- Zrobisz jak zechcesz. - warknęłam. Otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Przed zamknięciem drzwi, rzuciłam do niego tylko szybkie "cześć" i zamknęłam je, kierując się w stronę domu. Za bramą usłyszałam pisk opon, świadczący o tym, że już pojechał.

Sfrustrowana i zirytowana wydałam z siebie głośne warknięcie i odblokowałam drzwi, po czym weszłam do domu.

I znowu to samo uczucie.

Pustka.

Samotność.

Cisza.

W domu nie rozlegał się nawet najmniejszy dźwięk.

W przedpokoju zdjęłam buty i ruszyłam do kuchni. Na blat rzuciłam moją torbę i klucze. Podeszłam do szafki i wyjęłam szklankę, a z lodówki sok pomarańczowy i wlałam go do szklanki. Pociągnęłam całkiem spory łyk orzeźwiającego napoju, ale po chwili zapomnienia, do mojej głowy znów wrócił obraz Justina i tej jego natrętnej miny. Argh! Czy on się kiedyś ogarnie? Czy kiedykolwiek da mi spokój z tymi zabawami? Wiem, że to dopiero początek, ale już mam go dość.

No więc... nie mam co robić, to po pierwsze.

Po drugie, nie wiem, czy Justin do mnie nie przyjedzie za kilka godzin. Po nim można spodziewać się wszystkiego.

Mam czas, więc postanawiam się przebrać. Z torby wyjmuję iPhona i szybko idę na górę. Zaglądam do garderoby i wyciągam białą bokserkę i niebieskie shorty, po czym zaczynam się w nie przebierać. Poprzedni strój składam, zanoszę do łazienki i wrzucam do kosza na brudy.

Gotowa schodzę na dół i bez obijania się po kątach w domu, udaję się do ogrodu. Chyba nie mówiłam, że w wolnych chwilach uprawiam jogę? No więc, tak. Nauczyłam się tego w wieku 15 lat, gdy mama zapisała się na takie zajęcia. Po pewnym czasie zaczęła uprawiać ją w ogrodzie, a ja z nudów któregoś dnia poprosiłam ją aby pokazała mi kilka pozycji. Wciągnęłam się. Na początku robiłam to rzeczywiście z nudów, ale z miesiąca na miesiąc to się zmieniało. Joga była moim sposobem na odstresowanie się, a teraz jest moim stylem życia.

Na około godzinę wyłączyłam swój umysł i pozbyłam się z głowy wszystkich nieprzyjemnych myśli. To było to, co najszybciej pomagało mi się zrelaksować.

Później, nie wiedząc co zrobić, poszłam do kuchni i postanowiłam przygotować coś do jedzenia. Nie lubię gotować, ale niestety musiałam. Kiedy jesteś sama w domu, jesteś skazana tylko na siebie. Zaczęłam robić ryż na mleku. To uwielbiam najbardziej.

Zanim zdążyłam zjeść mój obiad, poczułam jak blat stołu drży, a potem usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Zerkając na wyświetlacz, mogłam stwierdzić, że była to Chris.

Przejechałam palcem po ekranie i odebrałam połączenie.

- Hej Carrie! Masz jakieś plany na osiemnastą? – spytała na powitanie.

- Jeszcze nie wiem, a o co chodzi? – spytałam zaciekawiona. Nie wiem, czy Justin do mnie przyjedzie, czy nie, więc nie mogę powiedzieć, że nie mam planów.

- Myślałam, że mogłabyś wpaść ze mną na after party u Justina. Alfredo mnie zaprosił. – powiedziała radośnie. Jej szeroki uśmiech mogłam wyczuć nawet przez słuchawkę. Zachichotałam.

- Co do after party, to właśnie nie wiem, bo niby Justin mnie zaprosił, a ja mu odmówiłam, ale zdążyłam go już trochę poznać i wiem, że mi nie odpuści. – zaśmiałam się na myśl, że go trochę poznałam.

- Haha. Widzę, że już zdążyliście się zakumplować? – spytała rozbawiona.

- Aż tak, to jeszcze nie. Ale stanie się to tylko z jego inicjatywy. Jestem tylko jego tancerką, którą powinien traktować tak samo jak inne. A mnie wyróżnia. – powiedziałam z lekkim oburzeniem. Przyjmując pracę tancerki w jego zespole, nie chciałam, aby się do mnie zbliżał. Umowa miała obejmować jedynie taniec, a nie kontakty prywatne.

- Powiedz mu to. Bo nie wiem, co innego mogłabym ci doradzić. Wiesz… ja na twoim miejscu skakałabym ze szczęścia, że Justin Bieber mnie zauważył. Ale ja to co innego. – powiedzieć mu, że zbyt naciska na naszą znajomość? Mogłabym spróbować… Chyba to zrobię… Tak! Teraz jestem zdeterminowana, aby mu  to powiedzieć. Zniecierpliwiona i pobudzona wstałam z krzesła i poszłam w stronę salonu.

- Masz rację. Lepiej niż ty, nikt nie mógłby mi doradzić. – ucieszona odpowiedziałam. – Powiem mu to, gdy tylko do mnie przyjedzie. – uśmiechnęłam się.

- Ok. To możliwe, że zobaczymy się później? – spytała z nadzieją.

- Zależy jak potoczy się cała sprawa.

- Dobrze. To na razie. Kocham cię.

- Też cię kocham. Papa. – pożegnałyśmy się, po czym się rozłączyłam.

Uświadomiła sobie, że w kuchni zostawiłam swój niedokończony obiad. Nie chciałam już go jeść, więc tylko tam poszłam, przelałam ryż z garnka do dużej miski, przykryłam folią i wstawiłam do lodówki.

Skierowałam się na górę, do mojego pokoju. Postanowiłam się nie przebierać. Po co, skoro nie wiem czy gdziekolwiek z nim pojadę. Oczywiście wolałabym nie.

Podeszłam do okna i oparłam łokcie o parapet. W oddali zobaczyłam biały, sportowy samochód. Znajomy… I nagle doznałam olśnienia. Już po mnie. Dlaczego tak szybko? Przecież on ma biały samochód. Sorry, nie byle jaki samochód, ale Ferrari. Przecież to Justin Bieber.

Wydałam z siebie zirytowane warknięcie, po czym wyszłam z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Ja go tu nie chcę. Urgh!

Szybko zbiegłam po schodach i weszłam do salonu, gdzie całkowicie rzuciłam się na białą kanapę.

Chwilę potem usłyszałam warkot silnika, a później ciszę. I kroki. Był już pod drzwiami, na pewno. I dzwonek… Och proszę! To mnie irytuje.

Wstałam z tak wygodnej kanapy i musiałam podejść do drzwi. Znudzona otworzyłam je i takim samym wzrokiem spojrzałam w górę. Stał tam sobie taki rozpromieniony. Kretyn – pomyślałam. Wpuściłam go do środka. Miałam jakieś wyjście? – Tak! Zamknąć drzwi i iść na górę! – wrzasnęła moja podświadomość. No tak, po czasie umie się odezwać.

- Hej, mała. – powitał mnie, szeroko się uśmiechając.

- Cześć. – powiedziałam tępo. Nie chciałam się wysilać na rozmowę z nim. Irytował mnie.

Gdy weszliśmy do salonu, on się zatrzymał i odwrócił w moją stronę. Przejechał po mnie wzrokiem, aż spojrzał na moją twarz.

- W tym jedziesz? – spytał unosząc brwi.

- Tak, nie pasuje? – spytałam słodko. Chytrze się uśmiechnął i pokiwał głową.

- Okay… Robisz to specjalnie, rozumiem. – powiedział spokojnym tonem lekko cofając się do tyłu. Spiorunowałam go wzrokiem. Rozejrzał się po salonie, nie zwracając uwagi na moje spojrzenie. – To…. Jedziemy do mnie, czy zostajemy u ciebie? – spytał oblizując wargi. Nagle zrobiło mi się gorąco, a mój wzrok utkwiony był na tej krótkiej czynności.

Spojrzał na mnie i uniósł brwi w zdziwieniu na to, co robiłam. Szybko się opanowałam i spuściłam głowę. Mentalnie się kopnęłam. Co ja kurwa robię?

Zażenowana siadam na kanapę i chowam twarz w dłoniach. Wypuszczam powietrze, które nawet nie wiedziałam, że wstrzymuję.

Bardziej czuję, niż słyszę, że Justin siada obok mnie.

- Więc jedziemy do mnie. Sam na sam raczej się nie dogadamy. – mówi spokojnie.

Warczę zirytowana jego nachalnością.

- Zostań tu. Zaraz wrócę. – warczę do niego i udaję się na górę.

Po piętnastu minutach schodzę, ubrana w krótką, czarną skórzaną spódnicę, czarny gorset wyszywany cekinami i czarne szpilki. Włosy zostawiłam rozpuszczone.

Gdy wchodzę do salonu widzę, że Justin przygląda się zdjęciom ustawionym na komodzie. Po cichu podchodzę do niego i staję z tyłu.

- Kto to? – pyta marszcząc brwi. Podnosi do góry fotografię na której jestem ja i mój były chłopak.

- Oh, to Ryan. Mój były chłopak. – mówię z obojętnością. Przygląda mu się jeszcze bardziej.

- Były? – pyta z lekkim uśmiechem.

- Tak. Zerwaliśmy miesiąc temu. Czy to jakieś przesłuchanie? – pytam z lekka zirytowana. Szybko odstawia zdjęcie i patrzy na mnie.

- Nie, skądże. Po prostu chcę cię lepiej poznać. – mówi spokojnie. Czemu on cały czas jest taki spokojny? Podczas, gdy myślę, że działam mu na nerwy, on mówi do mnie takim tonem.

- Każdą swoją tancerkę chciałeś tak dobrze poznać? – pytam z sarkazmem. Może to coś zadziała?

- Nie, nie każdą. Nie wszystkie na to zasługują. – odpowiada patrząc mi w oczy.

- Cokolwiek. Dobrze wyglądam? – pytam zerkając na niego spod wachlarza wytuszowanych rzęs. Przygląda mi się, jadąc wzrokiem od szpilek, w górę. Na chwilę zatrzymał wzrok na kawałku mojego odsłoniętego brzucha, po czym spojrzał na moją twarz.

Znów oblizał te swoje cholerne wargi!

Zauważyłam, że jego spojrzenie pociemniało, a źrenice się rozszerzyły. O nie…

- Chodźmy. – przerwałam tę niezręczną ciszę i szybko ruszyłam po swoją torebkę, którą zostawiłam na blacie w kuchni.

Podeszłam do drzwi frontowych i miałam je otwierać, gdy poczułam na biodrach jego ręce. Zaskoczona podskoczyłam, a Justin mnie puścił i nie dotykając mnie wyszeptał do ucha.

- Wyglądasz zjawiskowo. – jego ciepły oddech owiał mój policzek. Ciarki znów przeszły przez moje ciało.

Odsunęłam się lekko, co jednak byłam w stanie zrobić i otworzyłam drzwi, stając na zewnątrz i przytrzymując je dla Justina. Wyszedł, a ja zamknęłam i zakluczyłam drzwi. Poczułam jak obejmuje mnie ramieniem w tali, rękę kładąc na moim biodrze. Zatrzymałam się. Już naprawdę nie rozumiem co go opętało.

- Wtedy mówiłeś o Luke’u, czy raczej o sobie? – warknęłam i strzepnęłam jego rękę z mojego biodra. Zmarszczył brwi jakby nie rozumiejąc o co mi chodzi.

- Co masz przez to na myśli? – zapytał zaalarmowany.

- Chodzi mi o to, że ty wcale nie jesteś od niego lepszy. Ostrzegałeś mnie przed nim, ale teraz widzę, że na ciebie też muszę uważać! – wybuchłam nawet nie wiedząc, że tak bardzo jestem na niego zła.

- Oh. Nie wiedziałem, że o to ci chodzi. – zrobił smutno- przebiegłą minę. - Jeśli chcesz, mogę przestać zachowywać się jak twój ochroniarz, ale wtedy nie mów, że cię nie ostrzegłem. – nagle na jego twarzy pojawiła się irytacja. Yeah! W końcu złamałam opanowanego Justina. – Wsiadaj. – otworzył mi drzwi pasażera, a ja szybko wskoczyłam do środka.

Justin wyjechał z podjazdu, aby chwilę później mknąć poprzez ulice L.A.

Nie minęło dziesięć minut, a już byliśmy pod jego domem. Rzeczywiście na zewnątrz zrobiło się ciszej. Mogło to świadczyć tylko o tym, że inni goście zniknęli i zostali tylko kumple Justina.

Szatyn zaparkował samochód na podjeździe, po czym opuściliśmy samochód i skierowaliśmy się w stronę schodów prowadzących do domu.

W środku można było usłyszeć całkiem głośną muzykę, która była włączona zapewne w salonie. Poszliśmy tam, a na kanapie zobaczyłam siedzącą Chris, a zaraz obok niej Alfredo. Gdy tylko nas zauważyli, Christy szeroko się do mnie uśmiechnęła i szturchnęła Alfredo, który obejmował ją w talii. Posłał mi szczery uśmiech i kiwnął głową na powitanie.

Justin podszedł do reszty towarzystwa, w którym znajdowało się czterech chłopaków, do których po chwili dołączył również Alfredo. Wszyscy usiedli na kanapach w miarę blisko siebie. Ja dosiadłam się do Chris.

- Hej! – przywitałyśmy się uściskiem i zaczęłyśmy rozmawiać z ożywieniem.

- Jednak przyszłaś. Myślałam, że zrezygnowałaś. Osiemnasta minęła dawno temu. – ma rację. Była osiemnasta czterdzieści.

- To przez drobne nieporozumienia z Justinem. Jest irytujący. – przewróciłam oczami i skrzywiłam się przypominając sobie jego zachowanie. Zachichotała.

- Myślałam, że jest spokojny. – powiedziała z niedowierzaniem.

- Bo jest, a nawet za bardzo. I to mnie irytowało. No bo co to za zabawa, kiedy ty próbujesz go wytrącić z równowagi, ale on się nie daje? Żadna. Ale całe szczęście mi się udało. – wyprostowałam się i szeroko uśmiechnęłam, pokazując moją dumę.

- Serio? Jak? – i dopiero wtedy zrozumiałam, jakie głupoty jej powiedziałam. Nie chcę jej mówić o tym jak na mnie patrzył. Jeszcze nie teraz.

- Luke. – wzruszyłam ramionami. – Po prostu zaczęliśmy o nim mówić, a potem się jakoś tak potoczyło.

- Poważnie? – spytała marszcząc brwi.

- Nie. Tylko wymiana kilku zdań na jego temat.

- Więc teraz jesteście tak jakby pokłóceni? – spytała delikatnie.

- Trochę.

Zerknęłam na chłopaków, którzy śmiali się i ogólnie wariowali.

- A jak tam z Alfredo? – spytałam, uśmiechając się do niej.

- Świetnie. Ale chyba widziałaś, więc raczej nie muszę ci mówić.

- Tak. Cieszę się, że wam jakoś idzie. – szeroko się do niej uśmiechnęłam.

- Tak. A ty niby najpierw zbliżałaś się do Luke’a, a dziś jesteś z Justinem. Nie rozumiem tego. – zmarszczyła brwi.

- Ostatnio Justin zaczął się do mnie zbliżać. A Luke podobno śpi z każdą laską jaka jest na pokładzie. Dałam sobie z nim spokój.

- Nie mów! Wydawał się miły i uroczy. – szeroko otworzyła oczy.

- Wczoraj taki się wydawał. – mruknęłam. – Dzisiaj sama się przekonałam.

Chris zrobiła nic nie rozumiejącą minę.

- Całowaliśmy się. – powiedziałam szybko, na co ona otworzyła usta w lekkim szoku. – To był błąd. Potem robiliśmy w podobny sposób na złość Justinowi, aż w końcu Luke coś palnął, ja poszłam do łazienki, a na korytarzu złapał mnie Justin i zaczął opowiadać o Luke’u. Później do niego nie wróciłam. Taka to historia. – wzruszyłam ramionami.

- Wow! Ale to… niewiarygodne. – powiedziała w szoku.

- Tak. A to dopiero drugi dzień.

To naprawdę dziwne, ile mogło wydarzyć się w ciągu dwóch dni. Już tylko czekam na to, aż rozpocznie się dzień trzeci. Mam nadzieję, że w ciągu przyszłego tygodnia się od tego jakoś uwolnię. To za wiele jak na mnie.
 
 
 
______________________________________________________________________
 
Hej, tu @Bieburrx .
 
Jakoś nie idzie  mi z tym opowiadaniem i ostatnio zastanawiałam się nawet nad usunięciem tego bloga. Co prawda mam dalsze rozdziały, ale wydaje mi się, że nikt tego nie czyta....:/
Proszę, zostawcie jakikolwiek ślad po sobie, jakikolwiek komentarz, cokolwiek. Możecie też napisać do mnie na Twittera. Tylko cholernie was proszę, dajcie jakiś znak. Jeśli nadal będzie tak słabo, to nie będę miała innego wyjścia niż to usunąć.
 
PS. Anonimku, jeśli to czytasz, to dziękuję ci za ten cudny komentarz pod ostatnim rozdziałem <3 

7 komentarzy:

  1. Boże cudowne opowiadanie. Pisz dalej. Jestem ciekawa jak potoczy się sprawa Carrie i Jusa :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawde swietne to ff :]
    Pisz dalej xoxo
    @CarolineSzymach

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie usuwaj, bo opowiadanie jest świetne *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Prosze. Nie usuwaj.. (: chce poznac dalsze ich losy. Czy bedzie z Justinem i co z Lukiem. (: xx

    OdpowiedzUsuń
  5. cudowny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudo !! Proszę, nie usuwaj stracę sens życia :P

    OdpowiedzUsuń