niedziela, 18 sierpnia 2013

Three. *Sorry, I didn't know that you're here.*


Budzi mnie głośny hałas na ulicy. Pisk opon, a potem mocne i głośne uderzenie.... w co? Słup? Drzewo? Wstaję z łóżka, przecierając oczy. Co to mogło być? Zdezorientowana i wystraszona szybko idę do pokoju z oknami wychodzącymi prosto na ulicę. Odsłaniam żaluzję i wyglądam przez okno. Po drugiej stronie ulicy zauważam czarny samochód z wgniecionym przodem. Bez zastanowienia wychodzę z pokoju i kieruję się w stronę schodów. Na dole szybko wkładam bluzę i trampki, nie zwracając uwagi na to jak wyglądam. Boże... a jeśli temu komuś coś się stało. Ja nie znam zasad udzielania pierwszej pomocy. Strach przejmuje cały mój umysł. Oczy powoli zachodzą mi mgłą. Wybiegam przed dom i powoli podchodzę w stronę rozbitego pojazdu. Gdy już jestem co raz bliżej, mocno zaciskam pięści, bojąc się, że moje najgorsze obawy się spełnią. Nie, nie myślałam o tym, że mogą to być moi rodzice. Oni mają inny samochód. Nikt z moich przyjaciół również nie mógł siedzieć za kółkiem. Spoglądam na niebo i stwierdzam, że jest jeszcze wcześniej niż przypuszczałam.

- Halo? Nic ci nie jest? - głośno pytam, będąc coraz bliżej. Przez okno zauważam chłopaka z ciemnymi włosami. Próbuje podnieść głowę, ale słabo mu to wychodzi. Przyspieszam, wyciągam rękę aby móc szarpnąć za klamkę. Och! Oblewa mnie fala ulgi, gdy bezproblemowo udaje mi się otworzyć drzwi samochodu. Nachylam się nad chłopakiem, lekko potrząsając nim za ramiona.

- Nic ci nie jest? - powtarzam pytanie. W odpowiedzi odmrukuje coś nie zrozumiałego. Trzęsącymi się rękoma odpinam jego pas bezpieczeństwa. - Możesz wstać? - pytam. Spogląda w moją stronę, lekko wzruszając ramionami. Delikatnie łapię go pod lewe ramię i powoli wyciągam z samochodu. Czuję, że stara mi się jakoś pomóc. Jego ramię mocno naciska na moje. Schodzimy na trawnik obok i kładę go na plecach. Przyglądam się jego ciału, sprawdzając czy na pewno nic mu się nie stało. Na prawej skroni zauważam jasno czerwoną plamę. Krew! Zastanawiam się co mam zrobić. Zostać z nim i wołać o pomoc, czy iść do domu po telefon i apteczkę. Wybieram jednak drugą opcję. Sprawdzam jeszcze raz jak ma się jego głowa. Po stwierdzeniu, że rana powoli zasycha, szybko pobiegłam do domu. Prawie się potykając wchodzę do swojego pokoju i z etażerki zabieram iPhona. W łazience na dole jest apteczka. Zbiegam z powrotem na dół i kieruję się do łazienki. Zdyszana szukam apteczki, i znajduję ją w szafce w kącie. Zabieram całą i szybkim krokiem ruszam na dwór, do chłopaka. Jak wielkie jest moje zdziwienie, gdy widzę go stojącego przed maską samochodu. Jeszcze przed chwilą leżał tu, na ziemi! Z silnika samochodu unosi się ciemny dym. Powoli zbliżam się w jego stronę. Zdenerwowany drapie się po karku. Gdy stoję jeszcze bliżej, w końcu mnie zauważa. Patrzy zdezorientowanym wzrokiem. Bojąc się?

- Nie powinieneś jeszcze wstawać. - mówię do niego cicho, przyglądając się mu.

- A ty nie powinnaś wtrącać się w nieswoje sprawy. - warknął, szybko zmieniając wyraz twarzy na wściekły.

- Chcę ci tylko pomóc. Krwawisz. - patrzy na mnie, jakby chciał poznać mnie od środka; czy jestem dobrą osobą, czy złą. Ręką dotyka prawą skroń. Gdy zobaczył na niej krew, tylko wytarł rękę w spodnie.

- Nic mi nie będzie. - odrzucił sucho, bez jakichkolwiek emocji.

- Pozwól mi to obejrzeć. - powiedziałam delikatnie, powoli podchodząc do niego.

- Musisz? - pyta krzywiąc się.

- Chyba nie chcesz, żeby wdało ci się jakieś zakażenie? - unoszę brwi. Kręci przecząco głową. - Chodźmy do mojego domu. Tam będzie bezpieczniej. - złapałam go za rękę i zaczęłam prowadzić w stronę drzwi. Otworzyłam je przed nim, a gdy wszedł, zamknęłam. Stanął w przedpokoju zastanawiając się, czy iść dalej. - Chodź! - znów pociągnęłam go za dłoń i wprowadziłam najpierw do salonu, a potem skierowałam nas do łazienki. Apteczkę położyłam na umywalce. Podsunęłam niewielki taboret, aby mógł na nim usiąść. - Niby nie jest z tobą nic poważnego, ale nie zaszkodzi to oczyścić. Tylko nie marudź. - uśmiechnęłam się do niego. Niepewnie odwzajemnił ten gest. Z apteczki zaczęłam wyjmować kolejno: wodę utlenioną, waciki, maść i plaster. Złapałam go za podbródek lekko unosząc i przekręcając na lewą stronę, aby mieć lepszy dostęp do rany. Na wacik nalałam trochę wody utlenionej i starannie przyłożyłam do skaleczenia. Syknął. - Wiem, że piecze, ale skoro się w to wpakowałeś, to teraz cierp. - zaśmiałam się, ale szybko przestałam zauważając jak srogo patrzy na mnie swoimi zielonymi tęczówkami.

- Skąd możesz znać przyczyny tego co się stało? - warknął.

- Nie znam. Sorry, nie powinnam być taka płytka. - rzuciłam starając się uniknąć jego spojrzenia.

- Uciekałem, okay?! - krzyknął kipiąc ze złości. Zerwał się z taboretu i zaczął wychodzić z łazienki.

- Powiedziałam, sorry! - krzyknęłam za nim. Za nim usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami. Wiedziałam, gdzie poszedł. Zdenerwowana odłożyłam to co trzymałam w rękach i zaczęłam podążać w stronę drzwi. Miałam rację. Stał przy samochodzie. Mruczał coś do siebie.

- Nie powinieneś zadzwonić po pomoc drogową? - cicho spytałam, stojąc tuż za nim. Odwrócił się i spojrzał na mnie z góry.

- Może masz rację... - mruknął szybko. Wyciągnął telefon i szybko zadzwonił.

Staliśmy jeszcze chwilę rozmawiając o tym samochodzie i jak doszło do wypadku. Niedługo po tym przyjechała pomoc drogowa.

- Zobaczymy się jeszcze? - spytał z nadzieją, nieśmiało się uśmiechając.

- Jak chcesz to wpadaj! - machnęłam ręką, udając obojętność. - Zobaczymy się. - upewniłam go. Na pożegnanie machnął do mnie ręką i odjechał lawetą wraz z kierowcą i swoim samochodem.

Wróciłam do domu i poszłam najpierw ogarnąć łazienkę, pamiętając o tym, że nie dał mi opatrzeć swojej rany. Zaśmiałam się na to wspomnienie. Było mi trochę smutno, że tak chamsko się zachowywał, kiedy chciałam mu pomóc. Sprzątając, zerknęłam w lustro i zauważyłam, że wciąż jestem w piżamie. Nie dałabym rady już zasnąć, więc gdy skończyłam porządkowanie łazienki na dole, udałam się na górę do swojego pokoju, ale tylko na chwilę, żeby wziąć czyste ciuchy, a później poszłam do swojej łazienki. iPhona położyłam na brzegu umywalki i włączyłam muzykę, podgłaszając ją. Postanowiłam, że wezmę teraz długa kąpiel. Nalałam do wanny dużo gorącej wody, a do tego dużo różanego płynu do kąpieli, zdjęłam swoją piżamkę i zaraz potem znalazłam się w wannie. Naprawdę się zrelaksowałam. Rzadko mam czas na taką kąpiel i cieszę się, że tym razem się udało. Leżałam tak około piętnastu minut, gdy usłyszałam dźwięk oznajmiający nadejście nowego sms-a.

Na chwilę wyszłam z wanny, aby wziąć swój telefon i z powrotem się cofnęłam. Suchą ręką przeciągnęłam po ekranie, aby go odblokować. Ukazała mi się wiadomość nie od kogo innego jak od Luke'a.

            od Luke: Hi! Co robisz?

            do Luke: Aktualnie siedzę w wannie. A chcesz dowiedzieć się czegoś konkretnego? ;)

            od Luke: Masz ochotę przyjść dziś na takie małe day party u Justina?

            od Carrie: Spoko. O której?

            od Luke: Wpadnę po ciebie przed 12. Na razie ;)

            od Carrie: Pa :)

Sprawdziłam godzinę. Była szósta czterdzieści pięć. Czy ten chłopak nigdy nie śpi? Po takiej imprezie, tyle wysiłku, a on pisze do mnie z samego rana. Na czym on jedzie?! Zaśmiałam się z niego.

 

Wchodząc do kuchni, od razu skierowałam się do lodówki. Wyjęłam składniki potrzebne do przygotowania jajecznicy, i zabrałam się do pracy. Gdy już ją usmażyłam, nałożyłam na talerz i zaczęłam wcinać.

Po zmyciu naczyń udałam się na górę, bo stwierdziłam, że już czas się przygotowywać. Taak... przypomniałam sobie też, że nie dzwoniłam jeszcze do rodziców w sprawie mojej nowej "pracy". Szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni moich shortów i wycisnęłam numer mamy.

- Tak córciu? W czymś sobie nie radzisz?- spytała mnie na powitanie.

- Właściwie to mam taką sprawę. - powiedziałam badając grunt. W zdenerwowaniu zaczęłam chodzić po pokoju i bawić się końcówkami włosów. - Wczoraj dostałam propozycję pracy. - urwałam i mocno zacisnęłam powieki, mając nadzieję, że nie zacznie mi wypominać tego, że mam szkołę.

- Aha. Jaką? - zaczęła powoli.

- Jako tancerka w trasie koncertowej. - powiedziałam powoli, wypuszczając z siebie powietrze. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymuję.

- Ok. Nie denerwuj się. Nie zabronimy ci spełniać marzeń, ale wiesz, że masz szkołę. - powiedziała lekkim tonem.

- Mogłabym się uczyć indywidualnie. Przez internet. Wiesz o co chodzi.

- W takim razie postaramy się z ojcem załatwić wszystko związane z tymi sprawami. Ale do naszego powrotu masz nie przesadzać z tymi występami. Obgadamy to dokładniej za tydzień.

- Dobrze, więc nie będę wam przeszkadzać. Miłej pracy. - rzuciłam szeroko uśmiechając się. Mama również się ze mną pożegnała, a j zaczęłam piszczeć ze szczęścia. To niby jeszcze nie potwierdzone, ale wiem, że będę mogła tańczyć! I to dla Justina Biebera!  

 

Ubrana w leginsy w paski i czarną bluzkę z napisem 'Ramones' idę w stronę drzwi frontowych, gdzie na podjeździe czeka już na mnie samochód. Białe Ferrari świetnie się prezentuje w słonecznym klimacie Los Angeles. Dookoła palmy i egzotyczne widoki, a na moim podwórku stoi sportowy wóz. Po drodze do drzwi zgarniam jeszcze swoją czarną skórzaną torebkę, szybkim krokiem wychodzę z domu i zakluczam drzwi. Przekładając włosy na lewą stronę, odwracam się przodem do samochodu. Jak wielkie jest moje zdziwienie, gdy to nie Luke stoi przy samochodzie! Szeroki uśmiech znika z mojej twarzy, a na jego miejsce wstępuje zmieszanie i zakłopotanie. Powoli zbliżam się do auta i zarówno do chłopaka.

- Czemu to ty tu przyjechałeś? Po mnie? - mruczę zdezorientowana. - To Luke miał przyjechać. - dopełniam poprzednią kwestię. Stoi przede mną w czarnych dżinsach i białej bokserce, a na nosie ma ciemne okulary. No nie powiem, że wygląda paskudnie, ale też nie cieszę się na jego widok. On tylko organizuje imprezę. Nie upoważnia to go do tego, aby przyjeżdżał na moje zawołanie. Czemu nie Luke? Justin stoi przede mną i tajemniczo się uśmiecha.

- Ale tak czy inaczej wybierasz się na moją imprezę? - spytał zdejmując okulary i zaczepiając o dekolt koszulki. Skinęłam głową. - No więc zapraszam. - odwrócił się i otworzył drzwi od strony pasażera. Nadal stałam w miejscu. - No chodź. - podszedł do mnie i z szerokim uśmiechem złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić do samochodu. Usiadłam, a Justin zamknął za mną drzwi i obszedł samochód dookoła, by po chwili usiąść obok mnie, na miejscu kierowcy. Ruszyliśmy, a ja mogłam się skupić tylko na tym, że nie umiem z nim normalnie rozmawiać... sam na sam oczywiście, bo na wczorajszej imprezie było świetnie. - Wolisz być tu z Lukiem? - zerknął na mnie na chwilę, a później znów patrzył na drogę. - Rozumiem. Zakumplowaliście się, i to on napisał ci o tej imprezie. Coś mu wypadło, więc poprosił mnie o pomoc. - to by wyjaśniało, dlaczego to Justin po mnie przyjechał.

Spojrzałam przed siebie, na ulicę. Bawiąc się swoimi palcami, myślałam tylko o tym, aby ta okropna podróż się już skończyła. - Gdzie będzie impreza? - spytałam patrząc przed siebie. Nie byłam w stanie zachowywać się normalnie. Nie przy nim.

 - W moim domu, na Hollywood Hills. - powiedział oblizując usta. Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. Całe szczęście Hollywood Hills nie było aż tak daleko od mojego domu. Tylko jakieś dziesięć minut, więc postanowiłam siedzieć spokojnie, nic nie mówiąc. Justin niestety nie mógł być cicho, bo chwilę później w radiu zaczęło lecieć As Long As You Love Me. Usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki i odwróciłam głowę w jego stronę. Szeroki uśmiech gościł na jego twarzy. Nie miałam mu też za złe, że zaczął głośno śpiewać. Patrzyłam na niego z uśmiechem i nawet nie wiem kiedy sama zaczęłam nucić. Dziwnie tak śpiewać piosenki przy zawodowcu, którego na dodatek jest ta piosenka, ale co mi tam. Raz się żyje. Jeszcze nie raz będzie musiał słuchać jak podśpiewuję. Inaczej nie umiem wpasować się w rytm podczas tańca. Patrzyliśmy na siebie i śpiewając się śmialiśmy, aż w końcu samochód zaczął zwalniać, co oznaczało, że jesteśmy na miejscu. Justin wyjął kluczyk ze stacyjki i wyszedł z samochodu. Już miałam otworzyć drzwi, ale przeszkodził mi w tym jego głos:

- Nie! Pozwól, że ja to zrobię. - uśmiechnął się i puścił mi oczko. Pokiwałam lekko głową i usiadłam czekając na jego ruch. Szybko okrążył samochód i jednym szybkim ruchem otworzył moje drzwi, zatrzaskując je za mną.

Znajdowaliśmy się na podjeździe dużej willi. Cholera, naprawdę dużej! Na dole szerokie schody do drzwi frontowych, na przeciwko podjazdu znajdował się całkiem spory garaż, co mogę wywnioskować po trzech parach drzwi do niego, na górze domu, znajduje się ogromny balkon, a nawet taras. Duże okna... Ogród też niczego sobie. Równo przycięty trawnik, przy ścieżkach w niektórych miejscach są poustawiane duże donice z kwiatami. A ten egzotyczny i bogaty klimat przyprawia o dreszcze. Nigdy nie byłam w takim domu!

- Idziemy? - spytał mnie Justin, widząc, że byłam zbyt zajęta obserwacją.

- Ah, no spoko. Chodźmy. Prowadź. - rzuciłam skonfundowana swoim zachowaniem, nerwowo się śmiejąc. Ruszyłam za nim do drzwi frontowych, spoglądając na niego spod pół przymkniętych powiek. Również na mnie spojrzał, co sprawiło, że szybko odwróciłam wzrok, a on słodko się zaśmiał.

Otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. W środku było całkiem sporo ludzi. Zaczęłam się rozglądać po jak przypuszczam salonie. Jest w nim strasznie dużo miejsca. I w tej chwili ludzi. Na oko, może ponad pięćdziesiąt osób.

- Śmiało, rozgość się. Tam masz bar. - wskazał ręką na lewo, gdzie stał spory bar, a za ladą prawdopodobnie specjalnie wynajęty barman. - Tam jest łazienka. - znajdująca się na prawo od wejścia. - A tu wszędzie miejsce do zabawy. Ja muszę cię teraz opuścić. Idę przywitać się z moimi gośćmi. - powiedział patrząc mi w oczy. Złapał mnie w tali i przeszedł obok mnie. Przeszły mnie ciarki. Przy nim coś takiego ma miejsce. Stałam, patrząc gdzie poszedł. Chwilę później stał w towarzystwie trzech ciemnoskórych mężczyzn, chłopaków... nie wiem jak ich określić.

Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Luke'a. Nie dane było mi zbyt długo patrzeć, gdyż ktoś podszedł i zasłonił mi oczy dłońmi.

- Zgadnij kto. - wymruczał. I już wiedziałam, że to był właśnie poszukiwany. Złapałam jego ręce i powoli odwróciłam się przodem do niego. Odsunął ręce z mojej twarzy i dał mi szybkiego buziaka w policzek. Zarumieniłam się. - Teraz już wiesz.

- Ale co? - spytałam zdezorientowana. To była dwuznaczna wypowiedź? Co miał na myśli?

- No, że to ja. - zaśmiał się miło. - Chodź. Pójdziemy w jakieś cichsze miejsce. Muszę ci coś powiedzieć. - ujął mnie za rękę i poszliśmy w stronę drzwi prowadzących do ogrodu. Na zewnątrz było nie ciszej niż w środku, tak jak i nie mniej ludzi, ale na pewno było tam więcej przestrzeni na spokojny spacer.

- No więc Justin poprosił abym zajął się przygotowaniem jego domu razem z resztą ekipy, a on zaproponował, że wpadnie po ciebie. - powiedział to lekko. Bez emocji. Skrzywiłam się lekko.

- Wolałabym, gdybyś to ty po mnie przyjechał. - wyszeptałam, bardziej do siebie, ale na tyle głośno, aby to usłyszał.

- Ale Justin ci nie przeszkadzał, co? Myślałem, że go lubisz. - popatrzył na mnie, gdy powoli szliśmy trawnikiem w stronę bramy wyjściowej z posesji.

- Taa... Ale ciebie i tak lubię bardziej. - uśmiechnęłam się do niego trzepocząc rzęsami i przekrzywiając głowę na prawą stronę. Zaśmiał się.

- Ależ oczywiście. - odparł grubiańskim głosem.

- Tylko, że to ty miałeś po mnie przyjechać. Byłam nastawiona, że przyjedzie mój kumpel, a nie gwiazda pop’u. To było dziwne, zobaczyć go tam pod moim domem. - ucichłam na chwilę, po czym potrząsnęłam głową. - Czekaj. Skąd on zna mój adres? - spytałam marszcząc brwi i zatrzymując się.

- Podałem mu go. Chyba nie będziesz zła? - zrobił przepraszającą minę i złapał mnie za rękę.

- Nie, nie mam o co. W końcu nie wiedziałby jak do mnie trafić i pewnie zostałabym teraz w domu. - uśmiechnęłam się i ścisnęłam lekko jego rękę.

- Wracamy czy idziemy dalej? - spytał, a ja dopiero teraz zauważyłam, że stoimy przy dużej bramie, prowadzącej poza posesję.

- Wracamy. Nie wypada tak przyjść na imprezę, a później zwiać, nie uprzedzając o tym nikogo. Pan Gwiazda mógłby mieć humorki. - zakpiłam z lekkim uśmieszkiem.

- Niee, on nie jest taki, za jakiego go masz. Jest taki jak ja, czy ty. Jest normalny. Tylko, że trochę bogatszy. - zaśmiał się.

- Aha, spoko. - rzuciłam, kończąc temat Justina. - To gdzie idziemy? -zapytałam patrząc na drzwi do domu.

- Może pokażę ci fajne miejsce w ogrodzie. Jest trochę dalej i nikt z gości tam raczej nie zagląda. Chodź. - powiedział i pociągnął mnie za sobą, prowadząc znów do ogrodu. Szliśmy w ciszy, mijając imprezowiczów, aż w końcu doszliśmy do pięknej altanki. To naprawdę wyglądało niesamowicie. Weszliśmy do niej i usiedliśmy na małej ławeczce stojącej na przeciwko schodków.

- No i co myślisz? - spytał łapiąc mnie za rękę.

- Tu jest... pięknie. - wyszeptałam. - Widzę, że znasz dom Justina, jak on sam. - powiedziałam już nieco głośniej, chytrze się uśmiechając.

- Jak się jest jego tancerzem od tylu lat... to wiesz. - zaśmiał się.

- Tak, rozumiem. - odpowiedziałam po cichu i spojrzałam przed siebie, myśląc o tym, że dopiero teraz tak naprawdę mogę zacząć spełniać swoje marzenia. Zawsze lubiłam tańczyć.

- Hej, co jest? - spytał mnie delikatnie, łapiąc mnie za podbródek i podnosząc ku górze, tak, abym mogła spojrzeć mu w oczy.

- Nic. Tak tylko. - powiedziałam i blado się uśmiechnęłam, aby po chwili zrobić to szczerze. W końcu te myśli są takie stare. Nie przedstawiają mojej dzisiejszej sytuacji. Zestresowana odwracam głowę, ponieważ świdrował mnie swoim spojrzeniem.

Luke jest całkiem miły. Czuję, że naprawdę możemy się zakumplować. Odwracam głowę z powrotem w jego stronę, aby posłać mu szeroki uśmiech, ale nie zauważając, że usta Luke'a znajdują się tak blisko moich, natrafiam na nie swoimi. Lekko musnął moje wargi, a mnie przeszły dreszcze. Szybko odrywam się od tego niezręcznego dla mnie pocałunku i spuszczam głowę, chowając twarz za włosami. To było mało prawdopodobne, że pocałujemy się w tej chwili. Z jednej strony wiedziałam, że w końcu tak się stanie, ale nie tak szybko.

Wiem, że Luke w tej chwili intensywnie mi się przygląda, ale ja wolę tego nie odwzajemniać. Mój wzrok kieruje się w stronę wyjścia z altanki. Stoi tam Justin przyglądający się nam z szeroko otwartymi oczami. Reaguję na jego widok tak samo jak on na nasz. W myślach zaczynam panikować, ale z moich ust wydobywa się tylko lekkie chrząknięcie, gdy próbuję wybudzić nas wszystkich z tej dziwnej sytuacji.

- Sorry, nie wiedziałem, że tu jesteście. - rzucił Justin, ogarniając już swoje zachowanie. Luke spogląda w jego stronę lekko się krzywiąc, ale kiwając głową na znak, że nic się nie stało. Całe szczęście nic więcej się nie stało. Nie znałam Luke'a na tyle dobrze, aby móc się z nim bez przeszkód całować.

- Właściwie, to my już idziemy. Prawda Luke? - spytałam unosząc brwi i patrząc na niego.

- Tak, już idziemy. - rzucił wstając z ławki i łapiąc mnie ponownie za rękę. Minęliśmy Justina i poszliśmy w stronę bardziej zaludnionej części ogrodu.

- Sorry. To nie miało tak wyglądać. - zaczął się tłumaczyć. Lekko ścisnęłam mu dłoń. Nie chciałam, aby poczuł się urażony z powodu jednego nieudanego pocałunku.

- Czy ja mówię, że coś jest nie tak? - posłałam mu lekki uśmiech. Usiedliśmy przy jednym ze stolików w ogrodzie. - Przyznam, że było to niespodziewane i raczej nie powinno się tak szybko zdarzyć, ale nic do ciebie nie mam. - powiedziałam powoli, unikając jego spojrzenia.

- Ja wiem, że źle się potoczyło. - zrobił chwilę przerwy, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. - Ale ta mina Justina. Niesamowite. - zaśmiał się.

- O, właśnie tu idzie. - lekko zachichotałam. - Może trochę przed nim poudawajmy. Wiesz, parę. - puściłam mu oczko. a on pokiwał głową, zgadzając się z moją propozycją. Gdy tylko Justin zaczął się zbliżać, Luke poruszył brwiami i nasze przedstawienie się zaczęło.

- Ślicznie dziś wyglądasz. Mówiłem ci już? - spojrzał mi w oczy, dla zgrywy. Widziałam w nich iskierki rozbawienia.

- Nie, ale teraz masz okazję. - odpowiedziałam mu mrucząc. Gdy zobaczyłam, że Justin jest coraz bliżej, oparłam łokieć na stoliku i od czasu do czasu spoglądałam na niego. Dla picu, wyciągnęłam rękę w stronę Luke'a i pogładziłam go po policzku. Przesunął się bliżej mojej dłoni poddając się temu dotykowi. Uśmiechnęłam się szeroko, a Luke złapał moją dłoń i przyciągnął ją do ust, po czym lekko musnął. Zaśmiałam się, bo wiedziałam jak ta cała sytuacja wygląda z punktu widzenia Justina. Niby z zawstydzenia odwróciłam głowę w drugą stronę, a moje oczy od razu natrafiły na oczy Justina. Patrzył na nas lekko zdziwiony i zniesmaczony. Gdy spojrzał na Luke'a, jego spojrzenie zmieniło wyraz na chłodniejsze. Nie patrzył na nas zbyt długo, bo po chwili odwrócił się i razem z chyba Alfredo, poszli do domu. Odwróciłam się do Luke'a i zaczęłam głośno śmiać.

- Ale on jest dziwny! Widziałeś jak patrzył?

- Tak. Dobrze, że umie śpiewać, bo nic więcej mu się nie udaje. - mruknął nadal patrząc na drzwi, którymi wszedł Justin. Spojrzenie miał jakieś krzywe. Patrzyłam na niego z lekka podejrzliwie. W tej chwili wolałam chyba znaleźć się gdzie indziej. Wystraszyło mnie to spojrzenie. Opanowując się, usiadłam prosto.

- Muszę iść na chwilkę do toalety. Wiesz, gdzie mnie szukać. - uśmiechnęłam się, wstając z krzesła. Udałam się do domu Justina i poszłam prosto do łazienki, którą mi wskazał. Niestety była zajęta.

- Na twoim miejscu nie trzymałbym za bardzo z Lukiem. - usłyszałam z tyłu. Szybko się odwróciłam a na przeciwko ujrzałam Justina. Patrzył na mnie bez jakichkolwiek emocji. Nim cokolwiek zdołałam powiedzieć, on znowu się wtrącił. - Zapytaj którąkolwiek z dziewczyn znajdujących się na tej imprezie, czy nie próbował ich podrywać. Ogólnie to większość z nich mu odmawiała, ale znalazły się też takie które ulegały, a potem lądowały razem z nim w łóżku. - zrobił przerwę i obejrzał się dookoła, czy nikt nie słyszy. - Co najdziwniejsze, one nie wiedzą jaki cudem. - powiedział z chłodnym wyrazem twarzy. Zbliżył się do mnie tak, że czułam na sobie jego ciepły oddech. - Szkoda by było gdybyś skończyła tak samo. - spojrzał mi w oczy, po czym odwrócił się i poszedł w inną stronę, zostawiając mnie samą, przyklejoną do ściany.

 

______________________________________________________________________________
 
Jeżeli ktoś to czyta, byłoby miło, gdybyście coś po sobie zostawili.
Co o tym myślicie?  :)
@Bieburrx 

2 komentarze:

  1. Czytam :D I jest naprawdę świetne *-* Musiałaś przerwać właśnie w takim momencie ? xd Czekam na następny :3
    I zapraszam na bloga
    swagonyou69.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku zrobiło się trochę strasznie...

    OdpowiedzUsuń