środa, 28 sierpnia 2013

Four. *Good or Bad.*


Po tym co Justin mi powiedział, nie potrafiłam wrócić do Luke'a.

Nie poszłam nawet do łazienki. Właściwie to ona była tylko wymówką, żeby uciec od niego. Wtedy byłam w trakcie ogarniania całej sytuacji w ogrodzie. Teraz naprawdę chciałam uciec.

Bez zbędnego myślenia zaczęłam przeciskać się przez tłumy ludzi znajdujących się w domu. Obejrzałam się dookoła, czy Luke nie zaczął mnie gonić. Na szczęście stwierdziłam, że nie. Odwracając się z powrotem, uderzyłam głową w czyjeś plecy. Spojrzałam w górę i ujrzałam chłopaka odwróconego do mnie tyłem. Powoli odwrócił się w moją stronę i ujrzałam Justina. Spojrzałam zdezorientowana w jego oczy, ominęłam go szybkim, pewnym krokiem i poszłam dalej.

- Idziesz już? - usłyszałam za sobą ciepły, chrypiący głos. Złapał mnie za ramię, sprawiając, że się zatrzymałam. Odwróciłam się do niego przodem. - Myślałem, że zostaniesz trochę dłużej. Impreza dopiero się zaczyna. - zaśmiał się i puścił mnie. Stałam tam i przyglądałam się mu, nie wiedząc czy wyznać mu powód mojego nagłego wyjścia.

- Tu jest tak dużo ludzi. Nie znam połowy twojego towarzystwa. Poza tym moi rodzice mają być dziś w domu, więc muszę już iść. - musiałam skłamać. Może da się nabrać na ten tekst o rodzicach. On w końcu o nich nic nie wie. Uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Ci wszyscy ludzie nie będą u mnie siedzieć do białego rana. Ich impreza kończy się o osiemnastej, a później zostajemy tylko ja i moi kumple. Może chciałabyś się przyłączyć? - zapytał unosząc brwi. Kurde, co ja bym potem robiła? Sorry, co ja bym robiła do osiemnastej? Nie będę wspominać o przebywaniu z Lukiem, bo to jest wykluczone. Mogłabym pojechać do domu, a potem wpaść z powrotem do Justina. Ale to byłoby wykorzystywanie jego gościnności.

- A czy Luke też tu potem będzie? - spytałam lekko podnosząc głowę do góry, żeby móc na niego spojrzeć. Błagałam go w duchu, żeby nie zadawał mi głupich pytań. Westchnął głęboko i wzruszył ramionami.

- Jeżeli przyszłabyś tu ze względu na niego, to mogę go zaprosić. - skrzywił się. Wiadome było, że Luke nie był zaproszony. Szybko pokręciłam przecząco głową.

- Nie! Nie zależy mi na tym. - przechylił głowę na lewą stronę - Ja muszę już iść. - odwróciłam się od Justina i ruszyłam w stronę wyjścia. Otworzyłam drzwi i wyszłam przed dom zamykając je za sobą. Odetchnęłam i zaczęłam się kierować do dużej bramy. Z tyłu usłyszałam trzaskające drzwi i czyjeś kroki.

- Carrie! Poczekaj. - zatrzymałam się i chwilę na niego poczekałam. - Mogę odwieźć się do domu? - zapytał gdy był już obok mnie.

- Nie chcę, żebyś robił sobie tym kłopot.

- Nie marudź. Chodź ze mną. - niespodziewanie ujął mnie za rękę. Wciągnęłam powietrze, a po plecach przeszły mnie ciarki. Nic nie powiedziałam tylko ruszyłam za nim. Weszliśmy do tego ogromnego garażu, a w nim rzeczywiście były trzy samochody. Moją uwagę przykuł ten we wzory pantery. Świetny był. Taki inny. Oprócz niego stało tam jeszcze białe Ferrari i czarny SUV.

- To który? - usłyszałam rozbawiony głos Justina, którym wyrwał mnie z komplementacji samochodów. Z podnieceniem w oczach i szerokim uśmiechem na ustach odwróciłam się w jego stronę i wskazałam palcem na ten samochód w panterkę. - Wiedziałem. - zaśmiał się i podszedł do szafki w której jak zgaduję znajdują się klucze do tych samochodów. - Jest nowy, więc raczej nie mogło być tak, abyś wybrała jakikolwiek inny. - obrócił kluczem na palcu i podszedł do drzwi od strony pasażera, które otworzył przede mną.

- Zapraszam do środka. - posłał mi szeroki uśmiech i teatralnym gestem ręki wskazał na siedzenie pasażera. Szybko wskoczyłam do samochodu, nie przestając się szczerzyć. W środku był też niesamowity. Justin zamknął za mną drzwi i ruszył w swoją stronę. Po chwili siedział za kierownicą i powoli odpalił silnik, który niesamowicie zawarczał. Wyjechaliśmy z garażu, a chwilę potem z posesji i Justin zaczął się kierować ulicami w stronę mojego domu. Ja nadal nie mogłam opanować szerokiego uśmiechu na moich ustach, który był wywołany przez to, że jadę najbardziej nieziemskim samochodem na całym świecie, w dodatku u boku bożyszcza nastolatek, samego Justina Biebera. Rozglądałam się po samochodzie. Nowoczesna deska rozdzielcza, fotele obite czarną skórą, przyciemniane szyby. Raj dla pasażera!

- Podoba się? - zapytał gdy gwałtownie odwróciłam głowę, by spojrzeć na radio, które właśnie włączał.

- Tak. - powiedziałam zabawnie przedłużając "a". Zaśmiał się, a z radia popłynęły pierwsze nuty piosenki. Jednej z moich ulubionych piosenek. Uśmiechnęłam się i rozszerzyłam oczy z niedowierzania. On tego słucha?

- Lubisz Naughty Boy? - zapytałam go.

Zaśmiał się i przytaknął głową. - Widzę, że ty też.

- Tak, ale tylko tą piosenkę. Jakoś nie miałam okazji usłyszeć jakiejkolwiek innej. - machnęłam lekceważąco ręką.

- Mogę zabrać cię na jego koncert jeśli chcesz. - zaproponował, po czym zerknął na mnie spod swoich gęstych rzęs.

- Nie dzięki. Nie mam za dużo czasu. - odwróciłam wzrok.

Justin zatrzymał się na czerwonym świetle. Odwrócił się do mnie i delikatnie ujął mój podbródek dłonią, aby mógł spojrzeć mi w oczy.

- Od kiedy będę twoim szefem, będziesz miała czas na wszystko. Tylko pozwól sobie zaszaleć. - powiedział z lekka zachrypniętym głosem, co sprawiło, że zabrzmiało to jak jakaś obietnica. Owładnęło mną dziwne uczucie. Zakręciło mi się w głowie, a z zakłopotania odwróciłam wzrok wyglądając przez okno.

- Zielone. - rzuciłam cicho, a on patrzył zdezorientowany, dopóki jego wzrok nie trafił na tablicę świetlną.

- Ah, tak. - rzucił odkasłując. Puścił mój podbródek i położył ręce na kierownicy, z powrotem włączając się do ruchu.

Zapanowała między nami niezręczna cisza, która na szczęście nie trwała zbyt długo, ponieważ niedługo byliśmy pod moim domem.

- Przyjadę po ciebie później. - powiedział, gdy staliśmy przed bramą do mojego domu. Spojrzałam na niego marszcząc brwi.

- Nie idę później na twoją imprezę. - wypaliłam szybko.

- Tylko ładnie się ubierz. - dorzucił szeroko się uśmiechając, kompletnie ignorując moją odmowę.

Przewróciłam oczami na to, jaki jednak zarozumiały potrafi być. - Już ci powiedziałam, że nie idę na żadną imprezę.

- To przynajmniej do ciebie przyjadę. - uśmiechnął się chytrze.

Miałam ochotę wygarnąć mu w twarz, żeby się ode mnie w końcu odczepił, ale jednak opanowałam swoje emocje. Zacisnęłam pięści i poluzowałam je po chwili.

- Zrobisz jak zechcesz. - warknęłam. Otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Przed zamknięciem drzwi, rzuciłam do niego tylko szybkie "cześć" i zamknęłam je, kierując się w stronę domu. Za bramą usłyszałam pisk opon, świadczący o tym, że już pojechał.

Sfrustrowana i zirytowana wydałam z siebie głośne warknięcie i odblokowałam drzwi, po czym weszłam do domu.

I znowu to samo uczucie.

Pustka.

Samotność.

Cisza.

W domu nie rozlegał się nawet najmniejszy dźwięk.

W przedpokoju zdjęłam buty i ruszyłam do kuchni. Na blat rzuciłam moją torbę i klucze. Podeszłam do szafki i wyjęłam szklankę, a z lodówki sok pomarańczowy i wlałam go do szklanki. Pociągnęłam całkiem spory łyk orzeźwiającego napoju, ale po chwili zapomnienia, do mojej głowy znów wrócił obraz Justina i tej jego natrętnej miny. Argh! Czy on się kiedyś ogarnie? Czy kiedykolwiek da mi spokój z tymi zabawami? Wiem, że to dopiero początek, ale już mam go dość.

No więc... nie mam co robić, to po pierwsze.

Po drugie, nie wiem, czy Justin do mnie nie przyjedzie za kilka godzin. Po nim można spodziewać się wszystkiego.

Mam czas, więc postanawiam się przebrać. Z torby wyjmuję iPhona i szybko idę na górę. Zaglądam do garderoby i wyciągam białą bokserkę i niebieskie shorty, po czym zaczynam się w nie przebierać. Poprzedni strój składam, zanoszę do łazienki i wrzucam do kosza na brudy.

Gotowa schodzę na dół i bez obijania się po kątach w domu, udaję się do ogrodu. Chyba nie mówiłam, że w wolnych chwilach uprawiam jogę? No więc, tak. Nauczyłam się tego w wieku 15 lat, gdy mama zapisała się na takie zajęcia. Po pewnym czasie zaczęła uprawiać ją w ogrodzie, a ja z nudów któregoś dnia poprosiłam ją aby pokazała mi kilka pozycji. Wciągnęłam się. Na początku robiłam to rzeczywiście z nudów, ale z miesiąca na miesiąc to się zmieniało. Joga była moim sposobem na odstresowanie się, a teraz jest moim stylem życia.

Na około godzinę wyłączyłam swój umysł i pozbyłam się z głowy wszystkich nieprzyjemnych myśli. To było to, co najszybciej pomagało mi się zrelaksować.

Później, nie wiedząc co zrobić, poszłam do kuchni i postanowiłam przygotować coś do jedzenia. Nie lubię gotować, ale niestety musiałam. Kiedy jesteś sama w domu, jesteś skazana tylko na siebie. Zaczęłam robić ryż na mleku. To uwielbiam najbardziej.

Zanim zdążyłam zjeść mój obiad, poczułam jak blat stołu drży, a potem usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Zerkając na wyświetlacz, mogłam stwierdzić, że była to Chris.

Przejechałam palcem po ekranie i odebrałam połączenie.

- Hej Carrie! Masz jakieś plany na osiemnastą? – spytała na powitanie.

- Jeszcze nie wiem, a o co chodzi? – spytałam zaciekawiona. Nie wiem, czy Justin do mnie przyjedzie, czy nie, więc nie mogę powiedzieć, że nie mam planów.

- Myślałam, że mogłabyś wpaść ze mną na after party u Justina. Alfredo mnie zaprosił. – powiedziała radośnie. Jej szeroki uśmiech mogłam wyczuć nawet przez słuchawkę. Zachichotałam.

- Co do after party, to właśnie nie wiem, bo niby Justin mnie zaprosił, a ja mu odmówiłam, ale zdążyłam go już trochę poznać i wiem, że mi nie odpuści. – zaśmiałam się na myśl, że go trochę poznałam.

- Haha. Widzę, że już zdążyliście się zakumplować? – spytała rozbawiona.

- Aż tak, to jeszcze nie. Ale stanie się to tylko z jego inicjatywy. Jestem tylko jego tancerką, którą powinien traktować tak samo jak inne. A mnie wyróżnia. – powiedziałam z lekkim oburzeniem. Przyjmując pracę tancerki w jego zespole, nie chciałam, aby się do mnie zbliżał. Umowa miała obejmować jedynie taniec, a nie kontakty prywatne.

- Powiedz mu to. Bo nie wiem, co innego mogłabym ci doradzić. Wiesz… ja na twoim miejscu skakałabym ze szczęścia, że Justin Bieber mnie zauważył. Ale ja to co innego. – powiedzieć mu, że zbyt naciska na naszą znajomość? Mogłabym spróbować… Chyba to zrobię… Tak! Teraz jestem zdeterminowana, aby mu  to powiedzieć. Zniecierpliwiona i pobudzona wstałam z krzesła i poszłam w stronę salonu.

- Masz rację. Lepiej niż ty, nikt nie mógłby mi doradzić. – ucieszona odpowiedziałam. – Powiem mu to, gdy tylko do mnie przyjedzie. – uśmiechnęłam się.

- Ok. To możliwe, że zobaczymy się później? – spytała z nadzieją.

- Zależy jak potoczy się cała sprawa.

- Dobrze. To na razie. Kocham cię.

- Też cię kocham. Papa. – pożegnałyśmy się, po czym się rozłączyłam.

Uświadomiła sobie, że w kuchni zostawiłam swój niedokończony obiad. Nie chciałam już go jeść, więc tylko tam poszłam, przelałam ryż z garnka do dużej miski, przykryłam folią i wstawiłam do lodówki.

Skierowałam się na górę, do mojego pokoju. Postanowiłam się nie przebierać. Po co, skoro nie wiem czy gdziekolwiek z nim pojadę. Oczywiście wolałabym nie.

Podeszłam do okna i oparłam łokcie o parapet. W oddali zobaczyłam biały, sportowy samochód. Znajomy… I nagle doznałam olśnienia. Już po mnie. Dlaczego tak szybko? Przecież on ma biały samochód. Sorry, nie byle jaki samochód, ale Ferrari. Przecież to Justin Bieber.

Wydałam z siebie zirytowane warknięcie, po czym wyszłam z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Ja go tu nie chcę. Urgh!

Szybko zbiegłam po schodach i weszłam do salonu, gdzie całkowicie rzuciłam się na białą kanapę.

Chwilę potem usłyszałam warkot silnika, a później ciszę. I kroki. Był już pod drzwiami, na pewno. I dzwonek… Och proszę! To mnie irytuje.

Wstałam z tak wygodnej kanapy i musiałam podejść do drzwi. Znudzona otworzyłam je i takim samym wzrokiem spojrzałam w górę. Stał tam sobie taki rozpromieniony. Kretyn – pomyślałam. Wpuściłam go do środka. Miałam jakieś wyjście? – Tak! Zamknąć drzwi i iść na górę! – wrzasnęła moja podświadomość. No tak, po czasie umie się odezwać.

- Hej, mała. – powitał mnie, szeroko się uśmiechając.

- Cześć. – powiedziałam tępo. Nie chciałam się wysilać na rozmowę z nim. Irytował mnie.

Gdy weszliśmy do salonu, on się zatrzymał i odwrócił w moją stronę. Przejechał po mnie wzrokiem, aż spojrzał na moją twarz.

- W tym jedziesz? – spytał unosząc brwi.

- Tak, nie pasuje? – spytałam słodko. Chytrze się uśmiechnął i pokiwał głową.

- Okay… Robisz to specjalnie, rozumiem. – powiedział spokojnym tonem lekko cofając się do tyłu. Spiorunowałam go wzrokiem. Rozejrzał się po salonie, nie zwracając uwagi na moje spojrzenie. – To…. Jedziemy do mnie, czy zostajemy u ciebie? – spytał oblizując wargi. Nagle zrobiło mi się gorąco, a mój wzrok utkwiony był na tej krótkiej czynności.

Spojrzał na mnie i uniósł brwi w zdziwieniu na to, co robiłam. Szybko się opanowałam i spuściłam głowę. Mentalnie się kopnęłam. Co ja kurwa robię?

Zażenowana siadam na kanapę i chowam twarz w dłoniach. Wypuszczam powietrze, które nawet nie wiedziałam, że wstrzymuję.

Bardziej czuję, niż słyszę, że Justin siada obok mnie.

- Więc jedziemy do mnie. Sam na sam raczej się nie dogadamy. – mówi spokojnie.

Warczę zirytowana jego nachalnością.

- Zostań tu. Zaraz wrócę. – warczę do niego i udaję się na górę.

Po piętnastu minutach schodzę, ubrana w krótką, czarną skórzaną spódnicę, czarny gorset wyszywany cekinami i czarne szpilki. Włosy zostawiłam rozpuszczone.

Gdy wchodzę do salonu widzę, że Justin przygląda się zdjęciom ustawionym na komodzie. Po cichu podchodzę do niego i staję z tyłu.

- Kto to? – pyta marszcząc brwi. Podnosi do góry fotografię na której jestem ja i mój były chłopak.

- Oh, to Ryan. Mój były chłopak. – mówię z obojętnością. Przygląda mu się jeszcze bardziej.

- Były? – pyta z lekkim uśmiechem.

- Tak. Zerwaliśmy miesiąc temu. Czy to jakieś przesłuchanie? – pytam z lekka zirytowana. Szybko odstawia zdjęcie i patrzy na mnie.

- Nie, skądże. Po prostu chcę cię lepiej poznać. – mówi spokojnie. Czemu on cały czas jest taki spokojny? Podczas, gdy myślę, że działam mu na nerwy, on mówi do mnie takim tonem.

- Każdą swoją tancerkę chciałeś tak dobrze poznać? – pytam z sarkazmem. Może to coś zadziała?

- Nie, nie każdą. Nie wszystkie na to zasługują. – odpowiada patrząc mi w oczy.

- Cokolwiek. Dobrze wyglądam? – pytam zerkając na niego spod wachlarza wytuszowanych rzęs. Przygląda mi się, jadąc wzrokiem od szpilek, w górę. Na chwilę zatrzymał wzrok na kawałku mojego odsłoniętego brzucha, po czym spojrzał na moją twarz.

Znów oblizał te swoje cholerne wargi!

Zauważyłam, że jego spojrzenie pociemniało, a źrenice się rozszerzyły. O nie…

- Chodźmy. – przerwałam tę niezręczną ciszę i szybko ruszyłam po swoją torebkę, którą zostawiłam na blacie w kuchni.

Podeszłam do drzwi frontowych i miałam je otwierać, gdy poczułam na biodrach jego ręce. Zaskoczona podskoczyłam, a Justin mnie puścił i nie dotykając mnie wyszeptał do ucha.

- Wyglądasz zjawiskowo. – jego ciepły oddech owiał mój policzek. Ciarki znów przeszły przez moje ciało.

Odsunęłam się lekko, co jednak byłam w stanie zrobić i otworzyłam drzwi, stając na zewnątrz i przytrzymując je dla Justina. Wyszedł, a ja zamknęłam i zakluczyłam drzwi. Poczułam jak obejmuje mnie ramieniem w tali, rękę kładąc na moim biodrze. Zatrzymałam się. Już naprawdę nie rozumiem co go opętało.

- Wtedy mówiłeś o Luke’u, czy raczej o sobie? – warknęłam i strzepnęłam jego rękę z mojego biodra. Zmarszczył brwi jakby nie rozumiejąc o co mi chodzi.

- Co masz przez to na myśli? – zapytał zaalarmowany.

- Chodzi mi o to, że ty wcale nie jesteś od niego lepszy. Ostrzegałeś mnie przed nim, ale teraz widzę, że na ciebie też muszę uważać! – wybuchłam nawet nie wiedząc, że tak bardzo jestem na niego zła.

- Oh. Nie wiedziałem, że o to ci chodzi. – zrobił smutno- przebiegłą minę. - Jeśli chcesz, mogę przestać zachowywać się jak twój ochroniarz, ale wtedy nie mów, że cię nie ostrzegłem. – nagle na jego twarzy pojawiła się irytacja. Yeah! W końcu złamałam opanowanego Justina. – Wsiadaj. – otworzył mi drzwi pasażera, a ja szybko wskoczyłam do środka.

Justin wyjechał z podjazdu, aby chwilę później mknąć poprzez ulice L.A.

Nie minęło dziesięć minut, a już byliśmy pod jego domem. Rzeczywiście na zewnątrz zrobiło się ciszej. Mogło to świadczyć tylko o tym, że inni goście zniknęli i zostali tylko kumple Justina.

Szatyn zaparkował samochód na podjeździe, po czym opuściliśmy samochód i skierowaliśmy się w stronę schodów prowadzących do domu.

W środku można było usłyszeć całkiem głośną muzykę, która była włączona zapewne w salonie. Poszliśmy tam, a na kanapie zobaczyłam siedzącą Chris, a zaraz obok niej Alfredo. Gdy tylko nas zauważyli, Christy szeroko się do mnie uśmiechnęła i szturchnęła Alfredo, który obejmował ją w talii. Posłał mi szczery uśmiech i kiwnął głową na powitanie.

Justin podszedł do reszty towarzystwa, w którym znajdowało się czterech chłopaków, do których po chwili dołączył również Alfredo. Wszyscy usiedli na kanapach w miarę blisko siebie. Ja dosiadłam się do Chris.

- Hej! – przywitałyśmy się uściskiem i zaczęłyśmy rozmawiać z ożywieniem.

- Jednak przyszłaś. Myślałam, że zrezygnowałaś. Osiemnasta minęła dawno temu. – ma rację. Była osiemnasta czterdzieści.

- To przez drobne nieporozumienia z Justinem. Jest irytujący. – przewróciłam oczami i skrzywiłam się przypominając sobie jego zachowanie. Zachichotała.

- Myślałam, że jest spokojny. – powiedziała z niedowierzaniem.

- Bo jest, a nawet za bardzo. I to mnie irytowało. No bo co to za zabawa, kiedy ty próbujesz go wytrącić z równowagi, ale on się nie daje? Żadna. Ale całe szczęście mi się udało. – wyprostowałam się i szeroko uśmiechnęłam, pokazując moją dumę.

- Serio? Jak? – i dopiero wtedy zrozumiałam, jakie głupoty jej powiedziałam. Nie chcę jej mówić o tym jak na mnie patrzył. Jeszcze nie teraz.

- Luke. – wzruszyłam ramionami. – Po prostu zaczęliśmy o nim mówić, a potem się jakoś tak potoczyło.

- Poważnie? – spytała marszcząc brwi.

- Nie. Tylko wymiana kilku zdań na jego temat.

- Więc teraz jesteście tak jakby pokłóceni? – spytała delikatnie.

- Trochę.

Zerknęłam na chłopaków, którzy śmiali się i ogólnie wariowali.

- A jak tam z Alfredo? – spytałam, uśmiechając się do niej.

- Świetnie. Ale chyba widziałaś, więc raczej nie muszę ci mówić.

- Tak. Cieszę się, że wam jakoś idzie. – szeroko się do niej uśmiechnęłam.

- Tak. A ty niby najpierw zbliżałaś się do Luke’a, a dziś jesteś z Justinem. Nie rozumiem tego. – zmarszczyła brwi.

- Ostatnio Justin zaczął się do mnie zbliżać. A Luke podobno śpi z każdą laską jaka jest na pokładzie. Dałam sobie z nim spokój.

- Nie mów! Wydawał się miły i uroczy. – szeroko otworzyła oczy.

- Wczoraj taki się wydawał. – mruknęłam. – Dzisiaj sama się przekonałam.

Chris zrobiła nic nie rozumiejącą minę.

- Całowaliśmy się. – powiedziałam szybko, na co ona otworzyła usta w lekkim szoku. – To był błąd. Potem robiliśmy w podobny sposób na złość Justinowi, aż w końcu Luke coś palnął, ja poszłam do łazienki, a na korytarzu złapał mnie Justin i zaczął opowiadać o Luke’u. Później do niego nie wróciłam. Taka to historia. – wzruszyłam ramionami.

- Wow! Ale to… niewiarygodne. – powiedziała w szoku.

- Tak. A to dopiero drugi dzień.

To naprawdę dziwne, ile mogło wydarzyć się w ciągu dwóch dni. Już tylko czekam na to, aż rozpocznie się dzień trzeci. Mam nadzieję, że w ciągu przyszłego tygodnia się od tego jakoś uwolnię. To za wiele jak na mnie.
 
 
 
______________________________________________________________________
 
Hej, tu @Bieburrx .
 
Jakoś nie idzie  mi z tym opowiadaniem i ostatnio zastanawiałam się nawet nad usunięciem tego bloga. Co prawda mam dalsze rozdziały, ale wydaje mi się, że nikt tego nie czyta....:/
Proszę, zostawcie jakikolwiek ślad po sobie, jakikolwiek komentarz, cokolwiek. Możecie też napisać do mnie na Twittera. Tylko cholernie was proszę, dajcie jakiś znak. Jeśli nadal będzie tak słabo, to nie będę miała innego wyjścia niż to usunąć.
 
PS. Anonimku, jeśli to czytasz, to dziękuję ci za ten cudny komentarz pod ostatnim rozdziałem <3 

niedziela, 18 sierpnia 2013

Three. *Sorry, I didn't know that you're here.*


Budzi mnie głośny hałas na ulicy. Pisk opon, a potem mocne i głośne uderzenie.... w co? Słup? Drzewo? Wstaję z łóżka, przecierając oczy. Co to mogło być? Zdezorientowana i wystraszona szybko idę do pokoju z oknami wychodzącymi prosto na ulicę. Odsłaniam żaluzję i wyglądam przez okno. Po drugiej stronie ulicy zauważam czarny samochód z wgniecionym przodem. Bez zastanowienia wychodzę z pokoju i kieruję się w stronę schodów. Na dole szybko wkładam bluzę i trampki, nie zwracając uwagi na to jak wyglądam. Boże... a jeśli temu komuś coś się stało. Ja nie znam zasad udzielania pierwszej pomocy. Strach przejmuje cały mój umysł. Oczy powoli zachodzą mi mgłą. Wybiegam przed dom i powoli podchodzę w stronę rozbitego pojazdu. Gdy już jestem co raz bliżej, mocno zaciskam pięści, bojąc się, że moje najgorsze obawy się spełnią. Nie, nie myślałam o tym, że mogą to być moi rodzice. Oni mają inny samochód. Nikt z moich przyjaciół również nie mógł siedzieć za kółkiem. Spoglądam na niebo i stwierdzam, że jest jeszcze wcześniej niż przypuszczałam.

- Halo? Nic ci nie jest? - głośno pytam, będąc coraz bliżej. Przez okno zauważam chłopaka z ciemnymi włosami. Próbuje podnieść głowę, ale słabo mu to wychodzi. Przyspieszam, wyciągam rękę aby móc szarpnąć za klamkę. Och! Oblewa mnie fala ulgi, gdy bezproblemowo udaje mi się otworzyć drzwi samochodu. Nachylam się nad chłopakiem, lekko potrząsając nim za ramiona.

- Nic ci nie jest? - powtarzam pytanie. W odpowiedzi odmrukuje coś nie zrozumiałego. Trzęsącymi się rękoma odpinam jego pas bezpieczeństwa. - Możesz wstać? - pytam. Spogląda w moją stronę, lekko wzruszając ramionami. Delikatnie łapię go pod lewe ramię i powoli wyciągam z samochodu. Czuję, że stara mi się jakoś pomóc. Jego ramię mocno naciska na moje. Schodzimy na trawnik obok i kładę go na plecach. Przyglądam się jego ciału, sprawdzając czy na pewno nic mu się nie stało. Na prawej skroni zauważam jasno czerwoną plamę. Krew! Zastanawiam się co mam zrobić. Zostać z nim i wołać o pomoc, czy iść do domu po telefon i apteczkę. Wybieram jednak drugą opcję. Sprawdzam jeszcze raz jak ma się jego głowa. Po stwierdzeniu, że rana powoli zasycha, szybko pobiegłam do domu. Prawie się potykając wchodzę do swojego pokoju i z etażerki zabieram iPhona. W łazience na dole jest apteczka. Zbiegam z powrotem na dół i kieruję się do łazienki. Zdyszana szukam apteczki, i znajduję ją w szafce w kącie. Zabieram całą i szybkim krokiem ruszam na dwór, do chłopaka. Jak wielkie jest moje zdziwienie, gdy widzę go stojącego przed maską samochodu. Jeszcze przed chwilą leżał tu, na ziemi! Z silnika samochodu unosi się ciemny dym. Powoli zbliżam się w jego stronę. Zdenerwowany drapie się po karku. Gdy stoję jeszcze bliżej, w końcu mnie zauważa. Patrzy zdezorientowanym wzrokiem. Bojąc się?

- Nie powinieneś jeszcze wstawać. - mówię do niego cicho, przyglądając się mu.

- A ty nie powinnaś wtrącać się w nieswoje sprawy. - warknął, szybko zmieniając wyraz twarzy na wściekły.

- Chcę ci tylko pomóc. Krwawisz. - patrzy na mnie, jakby chciał poznać mnie od środka; czy jestem dobrą osobą, czy złą. Ręką dotyka prawą skroń. Gdy zobaczył na niej krew, tylko wytarł rękę w spodnie.

- Nic mi nie będzie. - odrzucił sucho, bez jakichkolwiek emocji.

- Pozwól mi to obejrzeć. - powiedziałam delikatnie, powoli podchodząc do niego.

- Musisz? - pyta krzywiąc się.

- Chyba nie chcesz, żeby wdało ci się jakieś zakażenie? - unoszę brwi. Kręci przecząco głową. - Chodźmy do mojego domu. Tam będzie bezpieczniej. - złapałam go za rękę i zaczęłam prowadzić w stronę drzwi. Otworzyłam je przed nim, a gdy wszedł, zamknęłam. Stanął w przedpokoju zastanawiając się, czy iść dalej. - Chodź! - znów pociągnęłam go za dłoń i wprowadziłam najpierw do salonu, a potem skierowałam nas do łazienki. Apteczkę położyłam na umywalce. Podsunęłam niewielki taboret, aby mógł na nim usiąść. - Niby nie jest z tobą nic poważnego, ale nie zaszkodzi to oczyścić. Tylko nie marudź. - uśmiechnęłam się do niego. Niepewnie odwzajemnił ten gest. Z apteczki zaczęłam wyjmować kolejno: wodę utlenioną, waciki, maść i plaster. Złapałam go za podbródek lekko unosząc i przekręcając na lewą stronę, aby mieć lepszy dostęp do rany. Na wacik nalałam trochę wody utlenionej i starannie przyłożyłam do skaleczenia. Syknął. - Wiem, że piecze, ale skoro się w to wpakowałeś, to teraz cierp. - zaśmiałam się, ale szybko przestałam zauważając jak srogo patrzy na mnie swoimi zielonymi tęczówkami.

- Skąd możesz znać przyczyny tego co się stało? - warknął.

- Nie znam. Sorry, nie powinnam być taka płytka. - rzuciłam starając się uniknąć jego spojrzenia.

- Uciekałem, okay?! - krzyknął kipiąc ze złości. Zerwał się z taboretu i zaczął wychodzić z łazienki.

- Powiedziałam, sorry! - krzyknęłam za nim. Za nim usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami. Wiedziałam, gdzie poszedł. Zdenerwowana odłożyłam to co trzymałam w rękach i zaczęłam podążać w stronę drzwi. Miałam rację. Stał przy samochodzie. Mruczał coś do siebie.

- Nie powinieneś zadzwonić po pomoc drogową? - cicho spytałam, stojąc tuż za nim. Odwrócił się i spojrzał na mnie z góry.

- Może masz rację... - mruknął szybko. Wyciągnął telefon i szybko zadzwonił.

Staliśmy jeszcze chwilę rozmawiając o tym samochodzie i jak doszło do wypadku. Niedługo po tym przyjechała pomoc drogowa.

- Zobaczymy się jeszcze? - spytał z nadzieją, nieśmiało się uśmiechając.

- Jak chcesz to wpadaj! - machnęłam ręką, udając obojętność. - Zobaczymy się. - upewniłam go. Na pożegnanie machnął do mnie ręką i odjechał lawetą wraz z kierowcą i swoim samochodem.

Wróciłam do domu i poszłam najpierw ogarnąć łazienkę, pamiętając o tym, że nie dał mi opatrzeć swojej rany. Zaśmiałam się na to wspomnienie. Było mi trochę smutno, że tak chamsko się zachowywał, kiedy chciałam mu pomóc. Sprzątając, zerknęłam w lustro i zauważyłam, że wciąż jestem w piżamie. Nie dałabym rady już zasnąć, więc gdy skończyłam porządkowanie łazienki na dole, udałam się na górę do swojego pokoju, ale tylko na chwilę, żeby wziąć czyste ciuchy, a później poszłam do swojej łazienki. iPhona położyłam na brzegu umywalki i włączyłam muzykę, podgłaszając ją. Postanowiłam, że wezmę teraz długa kąpiel. Nalałam do wanny dużo gorącej wody, a do tego dużo różanego płynu do kąpieli, zdjęłam swoją piżamkę i zaraz potem znalazłam się w wannie. Naprawdę się zrelaksowałam. Rzadko mam czas na taką kąpiel i cieszę się, że tym razem się udało. Leżałam tak około piętnastu minut, gdy usłyszałam dźwięk oznajmiający nadejście nowego sms-a.

Na chwilę wyszłam z wanny, aby wziąć swój telefon i z powrotem się cofnęłam. Suchą ręką przeciągnęłam po ekranie, aby go odblokować. Ukazała mi się wiadomość nie od kogo innego jak od Luke'a.

            od Luke: Hi! Co robisz?

            do Luke: Aktualnie siedzę w wannie. A chcesz dowiedzieć się czegoś konkretnego? ;)

            od Luke: Masz ochotę przyjść dziś na takie małe day party u Justina?

            od Carrie: Spoko. O której?

            od Luke: Wpadnę po ciebie przed 12. Na razie ;)

            od Carrie: Pa :)

Sprawdziłam godzinę. Była szósta czterdzieści pięć. Czy ten chłopak nigdy nie śpi? Po takiej imprezie, tyle wysiłku, a on pisze do mnie z samego rana. Na czym on jedzie?! Zaśmiałam się z niego.

 

Wchodząc do kuchni, od razu skierowałam się do lodówki. Wyjęłam składniki potrzebne do przygotowania jajecznicy, i zabrałam się do pracy. Gdy już ją usmażyłam, nałożyłam na talerz i zaczęłam wcinać.

Po zmyciu naczyń udałam się na górę, bo stwierdziłam, że już czas się przygotowywać. Taak... przypomniałam sobie też, że nie dzwoniłam jeszcze do rodziców w sprawie mojej nowej "pracy". Szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni moich shortów i wycisnęłam numer mamy.

- Tak córciu? W czymś sobie nie radzisz?- spytała mnie na powitanie.

- Właściwie to mam taką sprawę. - powiedziałam badając grunt. W zdenerwowaniu zaczęłam chodzić po pokoju i bawić się końcówkami włosów. - Wczoraj dostałam propozycję pracy. - urwałam i mocno zacisnęłam powieki, mając nadzieję, że nie zacznie mi wypominać tego, że mam szkołę.

- Aha. Jaką? - zaczęła powoli.

- Jako tancerka w trasie koncertowej. - powiedziałam powoli, wypuszczając z siebie powietrze. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymuję.

- Ok. Nie denerwuj się. Nie zabronimy ci spełniać marzeń, ale wiesz, że masz szkołę. - powiedziała lekkim tonem.

- Mogłabym się uczyć indywidualnie. Przez internet. Wiesz o co chodzi.

- W takim razie postaramy się z ojcem załatwić wszystko związane z tymi sprawami. Ale do naszego powrotu masz nie przesadzać z tymi występami. Obgadamy to dokładniej za tydzień.

- Dobrze, więc nie będę wam przeszkadzać. Miłej pracy. - rzuciłam szeroko uśmiechając się. Mama również się ze mną pożegnała, a j zaczęłam piszczeć ze szczęścia. To niby jeszcze nie potwierdzone, ale wiem, że będę mogła tańczyć! I to dla Justina Biebera!  

 

Ubrana w leginsy w paski i czarną bluzkę z napisem 'Ramones' idę w stronę drzwi frontowych, gdzie na podjeździe czeka już na mnie samochód. Białe Ferrari świetnie się prezentuje w słonecznym klimacie Los Angeles. Dookoła palmy i egzotyczne widoki, a na moim podwórku stoi sportowy wóz. Po drodze do drzwi zgarniam jeszcze swoją czarną skórzaną torebkę, szybkim krokiem wychodzę z domu i zakluczam drzwi. Przekładając włosy na lewą stronę, odwracam się przodem do samochodu. Jak wielkie jest moje zdziwienie, gdy to nie Luke stoi przy samochodzie! Szeroki uśmiech znika z mojej twarzy, a na jego miejsce wstępuje zmieszanie i zakłopotanie. Powoli zbliżam się do auta i zarówno do chłopaka.

- Czemu to ty tu przyjechałeś? Po mnie? - mruczę zdezorientowana. - To Luke miał przyjechać. - dopełniam poprzednią kwestię. Stoi przede mną w czarnych dżinsach i białej bokserce, a na nosie ma ciemne okulary. No nie powiem, że wygląda paskudnie, ale też nie cieszę się na jego widok. On tylko organizuje imprezę. Nie upoważnia to go do tego, aby przyjeżdżał na moje zawołanie. Czemu nie Luke? Justin stoi przede mną i tajemniczo się uśmiecha.

- Ale tak czy inaczej wybierasz się na moją imprezę? - spytał zdejmując okulary i zaczepiając o dekolt koszulki. Skinęłam głową. - No więc zapraszam. - odwrócił się i otworzył drzwi od strony pasażera. Nadal stałam w miejscu. - No chodź. - podszedł do mnie i z szerokim uśmiechem złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić do samochodu. Usiadłam, a Justin zamknął za mną drzwi i obszedł samochód dookoła, by po chwili usiąść obok mnie, na miejscu kierowcy. Ruszyliśmy, a ja mogłam się skupić tylko na tym, że nie umiem z nim normalnie rozmawiać... sam na sam oczywiście, bo na wczorajszej imprezie było świetnie. - Wolisz być tu z Lukiem? - zerknął na mnie na chwilę, a później znów patrzył na drogę. - Rozumiem. Zakumplowaliście się, i to on napisał ci o tej imprezie. Coś mu wypadło, więc poprosił mnie o pomoc. - to by wyjaśniało, dlaczego to Justin po mnie przyjechał.

Spojrzałam przed siebie, na ulicę. Bawiąc się swoimi palcami, myślałam tylko o tym, aby ta okropna podróż się już skończyła. - Gdzie będzie impreza? - spytałam patrząc przed siebie. Nie byłam w stanie zachowywać się normalnie. Nie przy nim.

 - W moim domu, na Hollywood Hills. - powiedział oblizując usta. Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. Całe szczęście Hollywood Hills nie było aż tak daleko od mojego domu. Tylko jakieś dziesięć minut, więc postanowiłam siedzieć spokojnie, nic nie mówiąc. Justin niestety nie mógł być cicho, bo chwilę później w radiu zaczęło lecieć As Long As You Love Me. Usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki i odwróciłam głowę w jego stronę. Szeroki uśmiech gościł na jego twarzy. Nie miałam mu też za złe, że zaczął głośno śpiewać. Patrzyłam na niego z uśmiechem i nawet nie wiem kiedy sama zaczęłam nucić. Dziwnie tak śpiewać piosenki przy zawodowcu, którego na dodatek jest ta piosenka, ale co mi tam. Raz się żyje. Jeszcze nie raz będzie musiał słuchać jak podśpiewuję. Inaczej nie umiem wpasować się w rytm podczas tańca. Patrzyliśmy na siebie i śpiewając się śmialiśmy, aż w końcu samochód zaczął zwalniać, co oznaczało, że jesteśmy na miejscu. Justin wyjął kluczyk ze stacyjki i wyszedł z samochodu. Już miałam otworzyć drzwi, ale przeszkodził mi w tym jego głos:

- Nie! Pozwól, że ja to zrobię. - uśmiechnął się i puścił mi oczko. Pokiwałam lekko głową i usiadłam czekając na jego ruch. Szybko okrążył samochód i jednym szybkim ruchem otworzył moje drzwi, zatrzaskując je za mną.

Znajdowaliśmy się na podjeździe dużej willi. Cholera, naprawdę dużej! Na dole szerokie schody do drzwi frontowych, na przeciwko podjazdu znajdował się całkiem spory garaż, co mogę wywnioskować po trzech parach drzwi do niego, na górze domu, znajduje się ogromny balkon, a nawet taras. Duże okna... Ogród też niczego sobie. Równo przycięty trawnik, przy ścieżkach w niektórych miejscach są poustawiane duże donice z kwiatami. A ten egzotyczny i bogaty klimat przyprawia o dreszcze. Nigdy nie byłam w takim domu!

- Idziemy? - spytał mnie Justin, widząc, że byłam zbyt zajęta obserwacją.

- Ah, no spoko. Chodźmy. Prowadź. - rzuciłam skonfundowana swoim zachowaniem, nerwowo się śmiejąc. Ruszyłam za nim do drzwi frontowych, spoglądając na niego spod pół przymkniętych powiek. Również na mnie spojrzał, co sprawiło, że szybko odwróciłam wzrok, a on słodko się zaśmiał.

Otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. W środku było całkiem sporo ludzi. Zaczęłam się rozglądać po jak przypuszczam salonie. Jest w nim strasznie dużo miejsca. I w tej chwili ludzi. Na oko, może ponad pięćdziesiąt osób.

- Śmiało, rozgość się. Tam masz bar. - wskazał ręką na lewo, gdzie stał spory bar, a za ladą prawdopodobnie specjalnie wynajęty barman. - Tam jest łazienka. - znajdująca się na prawo od wejścia. - A tu wszędzie miejsce do zabawy. Ja muszę cię teraz opuścić. Idę przywitać się z moimi gośćmi. - powiedział patrząc mi w oczy. Złapał mnie w tali i przeszedł obok mnie. Przeszły mnie ciarki. Przy nim coś takiego ma miejsce. Stałam, patrząc gdzie poszedł. Chwilę później stał w towarzystwie trzech ciemnoskórych mężczyzn, chłopaków... nie wiem jak ich określić.

Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Luke'a. Nie dane było mi zbyt długo patrzeć, gdyż ktoś podszedł i zasłonił mi oczy dłońmi.

- Zgadnij kto. - wymruczał. I już wiedziałam, że to był właśnie poszukiwany. Złapałam jego ręce i powoli odwróciłam się przodem do niego. Odsunął ręce z mojej twarzy i dał mi szybkiego buziaka w policzek. Zarumieniłam się. - Teraz już wiesz.

- Ale co? - spytałam zdezorientowana. To była dwuznaczna wypowiedź? Co miał na myśli?

- No, że to ja. - zaśmiał się miło. - Chodź. Pójdziemy w jakieś cichsze miejsce. Muszę ci coś powiedzieć. - ujął mnie za rękę i poszliśmy w stronę drzwi prowadzących do ogrodu. Na zewnątrz było nie ciszej niż w środku, tak jak i nie mniej ludzi, ale na pewno było tam więcej przestrzeni na spokojny spacer.

- No więc Justin poprosił abym zajął się przygotowaniem jego domu razem z resztą ekipy, a on zaproponował, że wpadnie po ciebie. - powiedział to lekko. Bez emocji. Skrzywiłam się lekko.

- Wolałabym, gdybyś to ty po mnie przyjechał. - wyszeptałam, bardziej do siebie, ale na tyle głośno, aby to usłyszał.

- Ale Justin ci nie przeszkadzał, co? Myślałem, że go lubisz. - popatrzył na mnie, gdy powoli szliśmy trawnikiem w stronę bramy wyjściowej z posesji.

- Taa... Ale ciebie i tak lubię bardziej. - uśmiechnęłam się do niego trzepocząc rzęsami i przekrzywiając głowę na prawą stronę. Zaśmiał się.

- Ależ oczywiście. - odparł grubiańskim głosem.

- Tylko, że to ty miałeś po mnie przyjechać. Byłam nastawiona, że przyjedzie mój kumpel, a nie gwiazda pop’u. To było dziwne, zobaczyć go tam pod moim domem. - ucichłam na chwilę, po czym potrząsnęłam głową. - Czekaj. Skąd on zna mój adres? - spytałam marszcząc brwi i zatrzymując się.

- Podałem mu go. Chyba nie będziesz zła? - zrobił przepraszającą minę i złapał mnie za rękę.

- Nie, nie mam o co. W końcu nie wiedziałby jak do mnie trafić i pewnie zostałabym teraz w domu. - uśmiechnęłam się i ścisnęłam lekko jego rękę.

- Wracamy czy idziemy dalej? - spytał, a ja dopiero teraz zauważyłam, że stoimy przy dużej bramie, prowadzącej poza posesję.

- Wracamy. Nie wypada tak przyjść na imprezę, a później zwiać, nie uprzedzając o tym nikogo. Pan Gwiazda mógłby mieć humorki. - zakpiłam z lekkim uśmieszkiem.

- Niee, on nie jest taki, za jakiego go masz. Jest taki jak ja, czy ty. Jest normalny. Tylko, że trochę bogatszy. - zaśmiał się.

- Aha, spoko. - rzuciłam, kończąc temat Justina. - To gdzie idziemy? -zapytałam patrząc na drzwi do domu.

- Może pokażę ci fajne miejsce w ogrodzie. Jest trochę dalej i nikt z gości tam raczej nie zagląda. Chodź. - powiedział i pociągnął mnie za sobą, prowadząc znów do ogrodu. Szliśmy w ciszy, mijając imprezowiczów, aż w końcu doszliśmy do pięknej altanki. To naprawdę wyglądało niesamowicie. Weszliśmy do niej i usiedliśmy na małej ławeczce stojącej na przeciwko schodków.

- No i co myślisz? - spytał łapiąc mnie za rękę.

- Tu jest... pięknie. - wyszeptałam. - Widzę, że znasz dom Justina, jak on sam. - powiedziałam już nieco głośniej, chytrze się uśmiechając.

- Jak się jest jego tancerzem od tylu lat... to wiesz. - zaśmiał się.

- Tak, rozumiem. - odpowiedziałam po cichu i spojrzałam przed siebie, myśląc o tym, że dopiero teraz tak naprawdę mogę zacząć spełniać swoje marzenia. Zawsze lubiłam tańczyć.

- Hej, co jest? - spytał mnie delikatnie, łapiąc mnie za podbródek i podnosząc ku górze, tak, abym mogła spojrzeć mu w oczy.

- Nic. Tak tylko. - powiedziałam i blado się uśmiechnęłam, aby po chwili zrobić to szczerze. W końcu te myśli są takie stare. Nie przedstawiają mojej dzisiejszej sytuacji. Zestresowana odwracam głowę, ponieważ świdrował mnie swoim spojrzeniem.

Luke jest całkiem miły. Czuję, że naprawdę możemy się zakumplować. Odwracam głowę z powrotem w jego stronę, aby posłać mu szeroki uśmiech, ale nie zauważając, że usta Luke'a znajdują się tak blisko moich, natrafiam na nie swoimi. Lekko musnął moje wargi, a mnie przeszły dreszcze. Szybko odrywam się od tego niezręcznego dla mnie pocałunku i spuszczam głowę, chowając twarz za włosami. To było mało prawdopodobne, że pocałujemy się w tej chwili. Z jednej strony wiedziałam, że w końcu tak się stanie, ale nie tak szybko.

Wiem, że Luke w tej chwili intensywnie mi się przygląda, ale ja wolę tego nie odwzajemniać. Mój wzrok kieruje się w stronę wyjścia z altanki. Stoi tam Justin przyglądający się nam z szeroko otwartymi oczami. Reaguję na jego widok tak samo jak on na nasz. W myślach zaczynam panikować, ale z moich ust wydobywa się tylko lekkie chrząknięcie, gdy próbuję wybudzić nas wszystkich z tej dziwnej sytuacji.

- Sorry, nie wiedziałem, że tu jesteście. - rzucił Justin, ogarniając już swoje zachowanie. Luke spogląda w jego stronę lekko się krzywiąc, ale kiwając głową na znak, że nic się nie stało. Całe szczęście nic więcej się nie stało. Nie znałam Luke'a na tyle dobrze, aby móc się z nim bez przeszkód całować.

- Właściwie, to my już idziemy. Prawda Luke? - spytałam unosząc brwi i patrząc na niego.

- Tak, już idziemy. - rzucił wstając z ławki i łapiąc mnie ponownie za rękę. Minęliśmy Justina i poszliśmy w stronę bardziej zaludnionej części ogrodu.

- Sorry. To nie miało tak wyglądać. - zaczął się tłumaczyć. Lekko ścisnęłam mu dłoń. Nie chciałam, aby poczuł się urażony z powodu jednego nieudanego pocałunku.

- Czy ja mówię, że coś jest nie tak? - posłałam mu lekki uśmiech. Usiedliśmy przy jednym ze stolików w ogrodzie. - Przyznam, że było to niespodziewane i raczej nie powinno się tak szybko zdarzyć, ale nic do ciebie nie mam. - powiedziałam powoli, unikając jego spojrzenia.

- Ja wiem, że źle się potoczyło. - zrobił chwilę przerwy, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. - Ale ta mina Justina. Niesamowite. - zaśmiał się.

- O, właśnie tu idzie. - lekko zachichotałam. - Może trochę przed nim poudawajmy. Wiesz, parę. - puściłam mu oczko. a on pokiwał głową, zgadzając się z moją propozycją. Gdy tylko Justin zaczął się zbliżać, Luke poruszył brwiami i nasze przedstawienie się zaczęło.

- Ślicznie dziś wyglądasz. Mówiłem ci już? - spojrzał mi w oczy, dla zgrywy. Widziałam w nich iskierki rozbawienia.

- Nie, ale teraz masz okazję. - odpowiedziałam mu mrucząc. Gdy zobaczyłam, że Justin jest coraz bliżej, oparłam łokieć na stoliku i od czasu do czasu spoglądałam na niego. Dla picu, wyciągnęłam rękę w stronę Luke'a i pogładziłam go po policzku. Przesunął się bliżej mojej dłoni poddając się temu dotykowi. Uśmiechnęłam się szeroko, a Luke złapał moją dłoń i przyciągnął ją do ust, po czym lekko musnął. Zaśmiałam się, bo wiedziałam jak ta cała sytuacja wygląda z punktu widzenia Justina. Niby z zawstydzenia odwróciłam głowę w drugą stronę, a moje oczy od razu natrafiły na oczy Justina. Patrzył na nas lekko zdziwiony i zniesmaczony. Gdy spojrzał na Luke'a, jego spojrzenie zmieniło wyraz na chłodniejsze. Nie patrzył na nas zbyt długo, bo po chwili odwrócił się i razem z chyba Alfredo, poszli do domu. Odwróciłam się do Luke'a i zaczęłam głośno śmiać.

- Ale on jest dziwny! Widziałeś jak patrzył?

- Tak. Dobrze, że umie śpiewać, bo nic więcej mu się nie udaje. - mruknął nadal patrząc na drzwi, którymi wszedł Justin. Spojrzenie miał jakieś krzywe. Patrzyłam na niego z lekka podejrzliwie. W tej chwili wolałam chyba znaleźć się gdzie indziej. Wystraszyło mnie to spojrzenie. Opanowując się, usiadłam prosto.

- Muszę iść na chwilkę do toalety. Wiesz, gdzie mnie szukać. - uśmiechnęłam się, wstając z krzesła. Udałam się do domu Justina i poszłam prosto do łazienki, którą mi wskazał. Niestety była zajęta.

- Na twoim miejscu nie trzymałbym za bardzo z Lukiem. - usłyszałam z tyłu. Szybko się odwróciłam a na przeciwko ujrzałam Justina. Patrzył na mnie bez jakichkolwiek emocji. Nim cokolwiek zdołałam powiedzieć, on znowu się wtrącił. - Zapytaj którąkolwiek z dziewczyn znajdujących się na tej imprezie, czy nie próbował ich podrywać. Ogólnie to większość z nich mu odmawiała, ale znalazły się też takie które ulegały, a potem lądowały razem z nim w łóżku. - zrobił przerwę i obejrzał się dookoła, czy nikt nie słyszy. - Co najdziwniejsze, one nie wiedzą jaki cudem. - powiedział z chłodnym wyrazem twarzy. Zbliżył się do mnie tak, że czułam na sobie jego ciepły oddech. - Szkoda by było gdybyś skończyła tak samo. - spojrzał mi w oczy, po czym odwrócił się i poszedł w inną stronę, zostawiając mnie samą, przyklejoną do ściany.

 

______________________________________________________________________________
 
Jeżeli ktoś to czyta, byłoby miło, gdybyście coś po sobie zostawili.
Co o tym myślicie?  :)
@Bieburrx 

sobota, 10 sierpnia 2013

Two. *New job, new peoples, nothing the same...*


   Idziemy z tyłu kompletnie zdezorientowane. Nawet nie wiemy co to za chłopak. Ale oczywiste było to, że się zlitował nad naszym losem. Pewnie widział jak zdeterminowane byłyśmy, aby wejść do tego klubu. I w końcu się udało! Najlepsza impreza w mieście i my jednak na niej jesteśmy! Gdy tylko weszliśmy na parkiet, chłopak nas zostawił i poszedł w ogóle w inną stronę. Ja z Chris spojrzałyśmy po sobie i ona złapała mnie za rękę i pociągnęła chyba w stronę łazienek. Po chwili znalazłyśmy się w cichym pomieszczeniu z pięcioma oddzielnymi toaletami. Zaczęłyśmy ściągać nasze niby maskujące dodatki i położyłyśmy je gdzieś na umywalkach.

- Ale mamy szczęście, że ten chłopak nas przygarnął. - wyznała moja kumpela z szerokim uśmiechem na twarzy.

- No. Ale wydał mi się jakiś dziwny. Od razu poszedł. Nawet nie spytał jak się nazywamy. - odpowiedziałam lekko mrużąc oczy.

- Wyglądał na całkiem ładnego. - westchnęła Chris, na co ja się zaśmiałam.

- Może chodźmy potańczyć. Leci fajna muza. - powiedziałam, po czym pociągnęłam ją za sobą. Wylądowałyśmy na parkiecie, gdzie głośno dudniły basy, a muzyka aż zachęcała do tańca. Wokół roiło się od ludzi. Pary, single i singielki, po prostu wszyscy. Powoli zaczęłyśmy tańczyć rozglądając się wokół. Uświadomiłam sobie, że mogłam liczyć na zobaczenie jakiejś Rihanny albo Chrisa Browna. Hahaha! Ale by było.

Zaczęłam kręcić biodrami i poruszać się coraz odważniej, wsłuchując się w rytm muzyki. Wyłączyłam myślenie i nie zależało mi na niczym. Nic nie wypiłam, ale zachowywałam się jak po co najmniej dwóch drinkach. Poczułam na swoim tyłku czyjeś ręce. Nie zwracałam na to uwagi. Dalej tańczyłam. Chłopak zaczął przemieszczać je w górę, na moją talię. Powoli obrócił mnie twarzą do niego. Spoglądając w górę, ujrzałam chłopaka z ciekawymi rysami twarzy. Nie mogłam przyjrzeć mu się dokładniej, bo światła padające na parkiet szybko się zmieniały. Poruszaliśmy się dopasowując do siebie nasze ruchy. Całkiem wygodnie się z nim tańczyło. Zapewne był nieco wstawiony, ale nie zwracałam na to uwagi. Nawet niczego więcej nie próbował. Całe szczęście. Zaczęłam rozglądać się za Christy. Nie było jej centralnie obok mnie, ale kilka osób dalej. Również bawiła się już z jakimś chłopakiem. Poczułam, że ktoś delikatnie szarpnął mnie za rękę. Tak, to był ten chłopak. Pociągnął mnie za sobą do wyjścia obok. Po chwili znaleźliśmy się w pięknym ogrodzie tej samej placówki. Na środku znajduje się całkiem spore oczko wodne, a po drugiej stronie pod zadaszeniami, oddzielne patio. Udaliśmy się do jednego z nich. Usiadłam w fotelu, a on na sofie po drugiej stronie. Czułam się lekko niekomfortowo. Wiem, że nie powinnam, bo jeszcze chwilę temu pozwalałam mu się dotykać, ale nie ma w tym nic dziwnego. Teraz nie będę mogła uniknąć jego spojrzenia. Podczas tańca, łatwiej byłoby mi to zrobić.

- Jak się nazywasz? - spytał pierwszy, a ja spojrzałam na niego.

- Caroline, a ty? - odwróciłam się w jego stronę i delikatnie uśmiechnęłam. Dopiero teraz tak naprawdę mogłam zauważyć jak on wygląda. Miał intrygującą fryzurę: afro, ale związane w kucyk. moją uwagę zwróciły jego oczy, brązowe. Wszystko ze sobą współgrało, bo był ciemnoskóry. Uśmiechnęłam się, ale tym razem odważniej.

- Luke. Świetne tańczysz. - uśmiechnął się szeroko, a ja się zarumieniłam.

- Ym, dzięki. Nie znam się na tym. - lekko się zaśmiałam.

- Ale na parkiecie, gdy tańczyłaś ze mną, wyglądałaś jakbyś miała już wprawę. - podniósł jedną brew ze zdziwienia.

- Może kiedyś trochę tańczyłam. - posłałam mu tajemnicze spojrzenie.

- W takim razie byłaś jedną z najlepszych tancerek. Takie ruchy mają naprawdę tylko utalentowane osoby. - uśmiechnął się i puścił mi oczko. Znów się zarumieniłam.

- Widzę, że ty też masz już wprawę. - zarzuciłam mu, podnosząc brew z zaciekawienia.

- W czym? - odpowiedział zdezorientowany.

- Każdą laskę tak podrywasz?

- Z reguły nie muszę ich podrywać. Same pchają mi się do łóżka. - zaśmiał się, a mi mina nieco zrzedła. Ja taka nie jestem? Chyba to ma na myśli? - Ty mnie zaintrygowałaś. Nie kusisz mnie, a po twoim stroju można by się tego spodziewać. Co nie zmienia faktu, że jesteś seksowna. - po jego słowach opuściłam głowę, próbując ukryć rumieniec. Zaśmiał się z mojego zachowania. Co ja kurde poradzę, że on mnie onieśmiela?

- Skąd tak dobrze znasz się na tańcu? - pytam, gdy opanowałam swoją nieśmiałość.

- Jestem tancerzem.

- Czyli muszę wierzyć w to, co mówisz. Kto jak kto, ale zawodowiec wie najlepiej. - odpowiadam lekko się śmiejąc.

- No właśnie. - krótko kwituje moją odpowiedź. - Skąd się tu wzięłaś? Nie wyglądasz na dwadzieścia jeden lat. - ściągnął brwi zastanawiając się nad tym.

- Bo rzeczywiście tyle nie mam. Jestem razem z koleżanką. Jakiś chłopak wziął nas ze sobą, ale nawet nie znamy jego imienia. Gdy tylko weszliśmy na salę, on poszedł w inną stronę. - wytłumaczyłam mu jak się dostałam do klubu, do którego prawnie nie mogę wejść. Uśmiechnął się do mnie.

- Sprytne jesteście. - zaśmiał się lekko.

- Ma się te cechy. -szeroko się uśmiechnęłam. - Idziemy tańczyć? - spytałam. Muszę przyznać, że zaczynałam się już nudzić. Ta rozmowa zmierzała donikąd. Takie puste tematy. Zero chemii.

Gdy tylko weszliśmy na salę, jakiś chłopak podbiegł do Luka.

- Luke, zaraz wchodzimy na scenę! Chodź, szybko! - wykrzyczał mu do ucha. Gdy tamten odszedł, Luke -ku mojemu zaskoczeniu- przytulił mnie i krzyknął, że potem mnie złapie. Cóż, będę musiała poczekać. Chwilę później zniknął z mojego pola widzenia. Wzrokiem zaczęłam szukać Chris. Stała na drugim końcu sali. Również się rozglądała. W końcu jej spojrzenie padło na mnie. Machnęłam w jej stronę ręką, aby podeszła do mnie. Przeciskając się przez tłum, chwilę później znalazła się obok mnie.

- Co to był za chłopak? - wykrzyczała, próbując przebić głośność muzyki.

- Luke. Jest tancerzem, zaraz mają jakiś występ! - odkrzyczałam do niej. - A twój?

- Alfredo. Też się zmył! - właśnie w tym momencie na scenę wyszedł ciemnoskóry DJ.

- Zróbcie hałas!!! - wszyscy zaczęli skakać i krzyczeć. - Przed wami Justin Bieber! - wykrzyczał do mikrofonu, przeciągając jego nazwisko. Po prostu nie wierzyłam, że Bieber będzie za chwilę śpiewał w tym klubie. Wszedł na scenę i zaczął śpiewać All Around The World. Dziewczyny śpiewały i piszczały, nawet Chris. Była jego fanką. Ja stałam jak wryta w podłogę. Nie lubię go! Nie to, że jestem jego antyfanką, ale nie toleruję jego zarozumiałości. On jest dziwny.

Jednak z nudów zaczęłam patrzeć w stronę sceny, no i oczywiście na Biebera. Nigdy nie uważałam, że jest brzydki. Jest cholernie przystojny. Ale ja na niego nie lecę. Zaraz za naszą gwiazdką wieczoru zobaczyłam znajomą mi sylwetkę. Po przyjrzeniu mu się, mogłam stwierdzić, że był to Luke. A więc jest tancerzem Biebera! On naprawdę świetnie tańczy. Gdy zauważył mnie, bo stałam z Chris pod samą sceną, puścił mi oczko i szeroko się uśmiechnął. Podskoczył i zaczął klaskać w dłonie, zachęcając wszystkich tym samym do tańca. Niespodziewanie przeszedł na brzeg sceny zaraz przede mną i wyciągnął do mnie rękę. Zdezorientowana wskoczyłam na scenę obok niego, nie mając innego wyjścia. Luke pociągnął mnie za rękę i poszliśmy na scenę z tyłu, za resztą tancerzy. Chłopak stając koło mnie, szeroko się uśmiechnął i machnął na mnie ręką, abym zwróciła uwagę na to, co robi. Zaczęłam naśladować jego ruchy. Justin w tym czasie zaczął śpiewać Take You i zaczęła się nowa choreografia. Weszliśmy z Lukiem pomiędzy innych tancerzy i zaczęliśmy tańczyć. Starałam się utrzymywać tempo równe z nimi. Ku mojemu zdziwieniu, nawet mi się udawało. To takie dziwne uczucie; tańczyć u boku samego Justina Biebera. Cóż, raz się żyje. Przecież jak dałam się w to wplątać, to już w tym siedzę. Nie zejdę od tak po prostu ze sceny. Jeżeli komuś nie spodoba się to, jak tańczę, to najwyżej po show się na mnie wydrze. Na przykład właśnie Justin. Musiałam przejść obok niego, co sprawiło, że tańczyłam przed nim. Odwróciłam się w jego stronę i robiłam to samo przodem do niego. Zauważyłam, że z zainteresowaniem mi się przygląda. Prawie niezauważalnie zmarszczył brwi, a ja posłałam mu lekki uśmiech. Nadal robiliśmy to co powinniśmy. Zamieniłam się miejscami z jakąś dziewczyną i poczułam jak ktoś po raz kolejny szarpnął mnie za rękę. Chłopak z krótkimi napuszonymi włosami prowadził mnie na lewą stronę sceny, gdzie zaczęliśmy tańczyć tylko we dwoje, tak jak reszta tancerzy. Zrobiliśmy krok podsumowujący choreografię do tej piosenki i po chwili zaczęliśmy schodzić ze sceny na przerwę. W tym czasie DJ puścił swoją muzę, a my mieliśmy czas na obgadanie reszty.

Poczułam jak czyjaś ręka oplata mnie wokół tali. Pośpiesznie odwróciłam głowę, a przed sobą ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Luke’a.

- Świetnie ci poszło! Brałem cię w ciemno, a ty zadziwiłaś nas wszystkich. - mówił z zachwytem. - Poczekaj tu, pójdę po Justina. Musi cię poznać! - rzucił tylko i pobiegł w stronę nieco większej grupki na prawo ode mnie.

Luke złapał Justina za ramię, a ten odwrócił się uśmiechnięty. Zaczęli żywo rozmawiać. Justin zaśmiał się z czegoś co powiedział chłopak. Luke wskazał ręką na mnie, po czym oboje odwrócili głowy w moją stronę. Szeroko się uśmiechali, nadal patrząc w moją stronę. Czułam, że się rumienię. Nie wiedziałam co zrobić, więc tylko delikatnie się do nich uśmiechnęłam i machnęłam ręką, w geście przywitania. Justin uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym razem z Lukiem zaczęli się zbliżać w moją stronę. Nadal stałam w tym samym miejscu, ze spuszczoną głową, nie wiedząc co zrobić. Poczułam jak chłopaki stoją już przede mną.

- Hej, jak masz na imię? - spytał Justin, uśmiechając się do mnie jak głupek. Nie za dużo już tych uśmiechów?

- Caroline. - rzuciłam bezinteresownie.

- Czy my się już dziś nie spotkaliśmy? - zapytał przyglądając mi się. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Zmarszczyłam brwi lekko się krzywiąc i dając mu do zrozumienia, że nie rozumiem tego pytania. Poczułam, że przejeżdża mnie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem. To nie było zbyt komfortowe. - Nie stałaś razem z koleżanką w kolejce do tego klubu? - spytał mnie unosząc brwi w zdziwieniu.

- Ymm... Skąd wiesz? - spytałam patrząc mu w oczy. Zaśmiał się.

- Masz ciuchy jak reszta moich tancerek. Od razu rzuciło mi się to w oczy. – zrobił dziwną minę. Jakby coś knuł. Spojrzałam na jedną z dziewczyn stojących za chłopakami, a potem rzuciłam okiem na swoje ciuchy. Rzeczywiście była mała różnica. One miały czerwone topy i krótsze kurteczki. Sama się z tego zaśmiałam.

- Serio podobne. Nie wiedziałam, że będziesz tu występował. Wtedy na pewno ubrałabym się inaczej. - Luke podszedł bliżej mnie i objął rękoma w tali. Lekko zadrżałam.

- A co do niej, to podobało ci się jak tańczyła? - spytał Justina, lekko drapiąc się po karku.

- Właśnie o tym mieliśmy pogadać. Zapewne Luke już ci powiedział, że świetnie tańczysz?

- Taak. I to nie raz. - odwróciłam się w jego stronę i się do niego uśmiechnęłam.

- No i miałbym takie jedno pytanie. - przeczesał palcami swoje włosy, po czym na mnie zerknął. - Chciałabyś dołączyć do grupy? - zamurował mnie tym pytaniem. Z niedowierzania szeroko otworzyłam oczy.

- Yyy... No... Musiałabym pogadać z rodzicami. Mam jeszcze rok nauki. Ale myślę, że... chętnie. - jakoś to z siebie wyrzuciłam, po czym szeroko się uśmiechnęłam, z ożywieniem kiwając głową.

- W takim razie pogadam tylko ze Scooterem. Na pewno się uda. - puścił do mnie oczko. Podszedł do Luka i wyszeptał mu do ucha, tak że wszystko usłyszałam:

- Weź jej numer telefonu. Musimy się z nią skontaktować po występie. - po chwili dodał jeszcze: - Serio jest gorąca. - stałam cicho, nie chcąc pokazać im, że wszystko słyszałam.

- Zostaniesz tu do końca show? - spytał mnie Justin.

- Mogłabym, ale najpierw muszę znaleźć przyjaciółkę i powiedzieć, że z nią nie wrócę.

- Nie ma sprawy. Luke, możesz iść razem z Carrie i ją tu przyprowadzić. - zwrócił się do chłopaka, po czym następnie do mnie - Będziesz się czuła bardziej komfortowo, jeśli będzie obok ciebie ktoś z bliższego otoczenia. Ja muszę już iść. Za parę minut kolejna połowa, więc muszę się przygotować. Na razie! - pożegnał się z nami, po czym odszedł kierując się tam, skąd przyszedł. Kurde, zna mnie dosłownie pięć minut, a ma tupet wymyślać mi już zdrobnienia. Szybki jest.

- Twoja kumpela stała cały czas pod sceną. Myślę, że łatwo ją znajdziemy. - Luke puścił mi oczko, po czym wycofaliśmy się zza sceny i udaliśmy się na parkiet.

Miał rację. Rzeczywiście nadal stała pod sceną. Przecisnęłam się między tłumem ludzi i dostałam się do Chris. Położyłam dłoń na jej ramieniu, na co ona gwałtownie odskoczyła. Spojrzała na mnie i roześmiała się.

- Spoko, to tylko ja. - powiedziałam do niej. - Masz ochotę iść z nami za kulisy? - spytałam, wskazując podbródkiem na stojącego obok mnie chłopaka.

- Co?! Jeszcze się pytasz? Prowadź! - zapiszczała podekscytowana. Ja wiem jak ona będzie się tam zachowywać. Gdy tylko ujrzy Justina, od razu się na niego rzuci.

- Tylko bez wybryków, bo inaczej wsiadasz w samochód i spadasz do domu! - powiedziałam surowo, próbując skryć rozbawienie.

Szliśmy we trójkę do drzwi prowadzących za kulisy. Mogłam zauważyć ekscytację rozsadzającą twarz mojej przyjaciółki. Luke podszedł do dwóch ochroniarzy pilnujących tego wejścia, a oni po chwili nas tam wpuścili. Chris stanęła jak wryta na widok tego wszystkiego. Ale gdy zobaczyła podchodzącego do nas Justina, zakrywała usta dłonią, żeby nie zacząć się drzeć.

- Hej, Justin. Informuję cię, że to jest twoja szalona fanka. Nie psycho. To jest Chris, a to jest... wiesz kto. - przedstawiłam ich sobie, a ona przez cały czas szeroko się uśmiechała. Spojrzała na mnie proszącym wzrokiem, a ja przewróciłam oczami, wiedząc co ma na myśli. Po chwili rzuciła się na szyję swojemu idolowi. On z szerokim uśmiechem ją do siebie przytulił. To wyglądało tak, jakby Christy chciała go udusić. Na prawdę, tak mocno trzymała się szyi Justina. Ja z Lukiem spojrzeliśmy po sobie i zanieśliśmy się głośnym śmiechem. Luke podszedł do Justina i klepnął go w plecy, a mnie złapał za rękę i odeszliśmy kilka kroków dalej.

- Ona jest naprawdę szalona. - zaśmiał się.

- Taa. Mam nadzieję, że nie będzie robiła nam zbyt wielkich kłopotów z tym swoim szaleństwem. - popatrzyłam w ich stronę. Właśnie robili sobie zdjęcie. Ona była albo zapłakana, albo to tylko to światło. Nie wiem.

- Tak czy inaczej ją opanujemy. Mamy tu jednego lekarza, więc na pewno będzie wiedział jak sobie poradzić z wariatką. - zażartował, a ja zachichotałam. No, kolejny krok. Zaczynamy się poznawać. Wróciliśmy z powrotem do Chris i Justina.

- Nic mu chociaż nie zrobiłaś? - zwróciłam się do Chris. - Bieber, pokaż szyję. - podeszłam do niego, przyglądając mu się. Przejechałam ręką po czerwonym śladzie od jej dłoni. Nie dziwię się, że ma teraz pamiątkę, skoro go tak ścisnęła. - Nic ci nie będzie. Tylko nie przytulaj się z fankami, bo będziesz miał jeszcze gorzej. - ostrzegłam go, po raz kolejny parskając śmiechem. Zaśmiali się razem ze mną.

- Caroline, chcesz jeszcze trochę potańczyć? Za jakieś dziesięć minut znów wchodzimy na scenę. - zaproponował Justin.

- Ale ja nie znam choreografii. - próbowałam się bronić.

- Oj przestań! Dotychczas szło ci świetnie. - zaoponował Luke, a ja z wahaniem odpowiedziałam:

- Mogę spróbować jeszcze raz.

- Po prostu rób to tak jak wcześniej. Wyszło spontanicznie, bo nie znałaś choreografii, ale nie było źle. - Justin poklepał mnie po ramieniu, po czym poszedł w stronę stylisty.

Odwróciłam głowę w stronę Luka.

- Pokażesz mi kilka kroków? Wolę być chociaż trochę przygotowana. - uśmiechnęłam się prosząco. Odwzajemnił ten gest.

- Spoko. Patrz na mnie. - powiedział, po czym zaczął mi pokazywać kroki do She Don't Like The Lights. Naśladowałam go i muszę stwierdzić, że to nie był aż taki trudny układ. Christy cały czas stała obok nas i się przypatrywała. Opanowałam kroki. Może nie do perfekcji, ale zawsze coś. Nie będę się bała, że coś schrzanię.

- Potem będzie Boyfriend. Ale do tego nie musisz uczyć się kroków. Tym zajmiemy się później. Do tego będziesz musiała tylko wczuć się w muzykę i tańczyć... nawet spontanicznie. Wiem, że będzie dobrze. - uśmiechnął się i objął mnie ramieniem, po czym odwrócił głowę w prawo, patrząc na Chris. - Idziesz z nami? Musimy zapoznać was z resztą ekipy. - ruszył, a my razem z nim. Po chwili byliśmy przy dużej kanapie na której siedziało około siedmiu osób, a wokół stało... może z dziesięć? Sporo tych tancerzy. A ja będę jedną z nich! Oczywiście, jeśli starzy się zgodzą. - Hej! Poznajcie naszą nową tancerkę, to Caroline. - wskazał na mnie ręką, a mnie przywitały oklaski i krzyki. Najwidoczniej cieszyli się, że będę z nimi w ekipie. - A to jej przyjaciółka, Chris. - ją przywitali nie inaczej niż mnie. Dziewczyny zerwały się z kanapy i podeszły do nas.

- Jestem Deirdre. - powiedziała dziewczyna z czerwonymi włosami. - To jest Eve, Aubree, Carlena,  Elysandra i Kaili. - po kolei rzucały do nas cześć albo szeroko się uśmiechały. - Dobrze tańczysz! Gdy tylko Luke wciągnął cię na scenę, od razu wiedziałyśmy, że będziesz nową tancerką. Sam Justin nie przepuściłby takiego talentu. - poklepała mnie po ramieniu.

- Dzięki. Nie wiedziałam, że tak dobrze mi idzie. Moja przygoda z tańcem skończyła się gdy miałam szesnaście lat. - wyznałam lekko się uśmiechając.

- A co się stało? - spytała... chyba Elysandra. Nie wiem jak zapamiętam ich imiona.

- Przestało mnie to interesować. Ale poczułam, że to było tylko chwilowe uczucie. Nadal uwielbiam to robić. - szeroko uśmiechnęłam się do dziewczyn.

- Wchodzicie za piętnaście sekund. Tancerze pierwsi. - Powiedział nam facet ze słuchawkami. Podbiegliśmy do głównego wejścia na scenę. Niektórzy do bocznych. Wzięłam dwa głębokie wdechy, po czym usłyszałam: - Już! - po tych słowach wskoczyliśmy na scenę. Byłam po środku. Naprzeciwko wejścia Justina. Wyszedł i zaczął śpiewać She Don't Like The Lights. Znałam trochę choreografię, więc mniej więcej się orientowałam. Tańczyliśmy naprzeciwko siebie. Lekko pchnęłam jego klatkę piersiową, a on się odsunął. Po chwili podeszła do niego Aubree.

Później tańczyliśmy do Boyfriend. Improwizowałam, tak jak doradził mi Luke. Nie było tak źle. Myślałam, że pójdzie o wiele gorzej. Naprawdę nie doceniam swoich umiejętności.

 

- Mam nadzieję, że naprawdę dołączysz do moich Bieberettes. - za sceną, gdy stałam z dziewczynami, złapał mnie Justin i poprowadził gdzieś dalej, gdzie mi to powiedział. Mówił to chyba szczerze. Mówi się, że gdy chce się kogoś okłamać, to nie ma się odwagi patrzeć temu komuś w oczy. On patrzył.

- Też mam taką nadzieję, ale najpierw muszę pogadać z rodzicami. - lekko się uśmiechnęłam.

- Dasz mi swój numer? Wtedy łatwiej będzie mi się z tobą skontaktować. - zapytał wyciągając swojego iPhona z kieszeni. Gdy go zobaczyłam, zaśmiałam się sama do siebie. - O co chodzi? - zauważył, że przyglądam się jego telefonowi i również rzucił na niego okiem. Zmarszczył brwi i popatrzył na mnie.

- Jest różowy! - parsknęłam śmiechem. Justin również się zaśmiał.

- No wiesz... mało kto ma taki. - staliśmy tak jeszcze przez chwilę, po czym odchrząknęłam i powiedziałam:

- Tak, zapiszę ci. - wzięłam do ręki jego iPhona i wpisałam mój numer w pamięć telefonu. - Dzwoń o której chcesz. - rzuciłam mu miły uśmiech.

- To... do zobaczenia. - powiedział, po czym lekko mnie uścisnął.

- Tak, pa. - odpowiedziałam. Odszedł w stronę swojej garderoby. Stojąc tam, zastanawiałam się z przerażeniem, co powiedzą moi rodzice na taką propozycję. Mogłabym skończyć szkołę przez internet. Ale jeśli zrobię karierę taneczną, to szkoła i tak mi nie będzie potrzebna. Przecież w tych czasach osoby, które mają wyższe wykształcenie, są bezrobotni. A ja praktycznie już zaczynam karierę. Mam dopiero osiemnaście lat, a dobrą pracę na wyciągnięcie ręki. Muszę jakoś dotrzeć do tych ich durnych mózgów. Ale czym ja się przejmuję? Nigdy ich nie interesowałam. Może tym razem będzie tak samo?

Rozmyślałam tak, aż do czasu, gdy nie poczułam ręki na swoim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą Chris.

- Jedziemy już? Jest trochę późno.

- Możemy. Justin i ekipa też będą się już niedługo zbierać. Tylko najpierw się z nimi pożegnajmy. - odpowiedziałam idąc w stronę tancerzy. - Hej! My już uciekamy, ale mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy. - uśmiechnęłam się szeroko. Nagle wszyscy do nas podbiegli i zamknęli w wielkim uścisku. Gdy się odsunęli, powiedziałam:

- Będę za wami tęsknić.

- Masz dołączyć do tego zespołu, czy starzy się zgodzą czy nie. - oburzyła się Kaili. Tak, to chyba jedna z buntowniczek.

- Jak coś to ja z nimi pogadam. - usłyszałam głos Luka.

- Nie pogadasz z nimi jeśli nie podam ci adresu, a w tej chwili nie mam zamiaru tego robić... - powiedziałam do niego uśmiechając się i podnosząc brwi ku górze.

- Ah... no racja. Jeszcze się nie znamy. - powiedział smutno, spuszczając głowę. Roześmiałam się.

- Nie o to mi chodzi.

- To o co? - zapytał lekko zdezorientowany.

- Yyy... Nie masz mojego numeru?

- No tak. Mogłabyś mi podać? - wręczył mi do ręki swojego iPhona, a ja wpisałam mu swój numer.

- Mam nadzieję, że niedługo zadzwonisz? - spytałam z zainteresowaniem.

- Może zadzwonię, może niedługo. Ale w każdym razie to będzie tajemnica. - powiedział mrocznym tonem.

- Ah no tak. Tylko ty będziesz wiedział kiedy. - odpowiedziałam podobnym tonem. Spojrzałam w lewo, gdzie wcześniej stała Christy. Nie było jej. Zaczęłam rozglądać się po wszystkich większych grupkach ludzi, aż w końcu ją znalazłam. Stała z jakimś ciemnoskórym chłopakiem.

- Luke, kto to jest? - spytałam, wskazując głową na chłopaka.

- O niego ci chodzi? - spytał dla upewnienia. Skinęłam głową. - To Alfredo. Jest edytorem.

- Więc to jest Alfredo... - powiedziałam bardziej do siebie. - Nie znałam go wcześniej.

- Czemu on gada z Chris? - spytał Luke.

- Chyba tańczyli razem na imprezie. Mówiła mi.

- Aha. Ja muszę lecieć się przebrać. Obiecuję, że niedługo zadzwonię. Pa. - przytulił mnie i poszedł. Postanowiłam nie czekać na Chris. Po prostu udałam się do głównego wyjścia, a później do samochodu. Oczywiście nie wsiadłam do środka, bo ona miała kluczyki, musiałam poczekać. Ale na szczęście nie długo. Parę minut później zjawiła się Christy.

- Hej, długo czekałaś? - spytała.

- Nie. Możemy już jechać? - byłam tym zmęczona. To raczej nic dziwnego. Tańczyłam dziś chyba najwięcej w całym swoim życiu.

- Pewnie. - odparła, po czym otworzyła samochód, a ja natychmiastowo otworzyłam drzwi i wsiadłam na miejsce pasażera.

- Więc to jest Alfredo? - zapytałam, gdy już siedziała w samochodzie. Rzuciłam jej przebiegły uśmiech. Zarumieniła się.

- Taak.

- Nie mówiłaś, że jest z zespołu Justina. - rzuciłam marszcząc brwi, gdy ona odpaliła samochód i powoli włączyła się do ruchu.

- Dowiedziałam się dopiero za kulisami, gdy go tam zobaczyłam. Fajnie, że się kumplują. - uśmiechnęła się, a ja wytrzeszczyłam oczy.

- Oni się kumplują?! - wrzasnęłam, na co ona podskoczyła i szybko niezrozumiale na mnie spojrzała.

- I co w tym dziwnego? - spytała zdezorientowana. Jak można nie wiedzieć podstawowej rzeczy.

- To, że ja nie jestem jego fanką, a będę musiała spotykać się codziennie z Justinem i Alfredo. Zapomniałaś? - zapiszczałam.

- To ty chciałaś zostać jego tancerką. Sama się w to wpakowałaś. - uniosła brwi, podkreślając swoje słowa.

- Bo to moja życiowa szansa. - powiedziałam szeptem, patrząc w okno.

- Ja wiem. Cieszę się z tego. Mam tylko nadzieję, że nadal będziesz moją przyjaciółką, że o mnie nie zapomnisz albo nie zmienisz na nowszy model. - lekko się zaśmiała, ściskając moją rękę leżącą na moim kolanie. Spojrzałam w panice na drogę, ale mogłam stwierdzić, że jesteśmy już pod moim domem. Odwzajemniłam jej uścisk, szczerze się uśmiechając.

- Obiecuję, że nigdy cię nie zostawię. Jeśli będę miała jakieś kłopoty, to zwrócę się tylko do ciebie. - puściłam jej oczko. - Nie chcesz wejść? Mogłabyś przenocować u mnie. Wiesz, że mam wolną chatę.

- Nie, dzięki. Muszę jechać do domu. Mama będzie się czepiać, że późno wracam do domu. Wiesz jakie ma gadki. Dopóki mieszkam pod jej dachem, mam nie włóczyć się po mieście do nie wiadomo której. – powiedziała teatralnym tonem, wywracając oczami.

- Okay. To ja już spadam. Pa. - pocałowałam ją w policzek, po czym otworzyłam drzwi pasażera, wysiadłam i zamknęłam je za sobą. Skierowałam się w stronę schodów do swojego domu. Odwróciłam się spoglądając na Christy i pomachałam jej na koniec. Odwróciłam się i odkluczyłam drzwi, słysząc jak samochód się oddala. Weszłam do przedpokoju, zapaliłam światło, zdjęłam buty i kurtkę, po czym poszłam prosto do swojego pokoju na górze. Zapaliłam światło, torebkę rzuciłam na fotel w kącie, a sama rzuciłam się na łóżko. Przetarłam twarz obiema rękoma, myśląc o tym, co właśnie wydarzyło się w moim życiu. Zbyt wiele jak na jeden dzień. Zbyt wiele jak na moje życie. Za swego czasu spokojne, zrównoważone - teraz istny chaos.

Justin Bieber zaproponował mi pracę jako tancerka. Poznałam Luke'a również z jego ekipy. Czy cokolwiek wróci do normy? Nie wydaje mi się. Do tego dochodzi jeszcze kwestia rozmowy z rodzicami na ten temat. Niby się ich boję, ale wiem, że nie mam czego. Ich znowu nie ma. Nie interesują się tym, co się ze mną aktualnie dzieje. Od kilku dni nawet nie dzwonią. Uwierzcie mi, że nigdy nie chcielibyście mieć takich rodziców. No chyba że chodzi o wolną chatę, lub imprezę.

Plany rozmowy zostawiam na jutro. Wstaję z łóżka i udaję się do łazienki, powoli ściągając z siebie ciuchy. Wchodzę pod prysznic i odkręcam ciepłą wodę. Obmywa moje ciało z potu i nadmiernych emocji po tym szalonym wieczorze. Czuję, że automatycznie się odprężam. Z półeczki zdejmuję cytrynowy żel pod prysznic, wylewam go trochę na ręce i powoli wcieram w swoje mokre ciało. Kończąc prysznic, owijam się dużym pomarańczowym ręcznikiem i idę do pokoju. Podchodzę do szafy i wyjmuję z niej szare shorty i niebieską koszulkę, które służą mi za piżamę. Wkładam na siebie czystą bieliznę i piżamkę. Idę z powrotem do łazienki i z półki zdejmuję szczotkę do włosów, po czym rozczesuję mokre końcówki. Nic więcej nie robiąc, wycofuję się z łazienki i kieruję prosto do łóżka. Siadam po turecku i biorę do ręki swojego iPhona. Dawno wchodziłam na Twittera. Postanawiam popatrzeć co się dzieje. Na moim profilu dużo nowych powiadomień, w ciągu tego tygodnia kiedy tam nie zaglądałam przybyło mi ponad pięć tysięcy nowych followers. Nie wiem jakim cudem? Gdy wchodzę w interakcje, z przerażenia zakrywam usta. Justin o mnie wspomniał. Napisał coś o tym występie w Boulevard3 i o nowej tancerce. Podał moją nazwę. Oczywiste było, że właśnie dlatego przybyło mi tyle obserwujących. Ale moment.... skoro on napisał to dopiero kilka godzin temu, to znaczyło, że stałam się tak popularna w ciągu właśnie kilku godzin, a nie tygodnia! Nie wierzę... Teraz będzie tak codziennie. Już rozumiem Justina i to, dlaczego zakłada inne, fałszywe konta. Ja nie wyrabiam z interakcjami: nowi followers, tweety, w których ktoś o mnie wspomina, podane dalej, dodane do ulubionych.... mam to dopiero od kilku godzin. A on?!

Przeglądając Twittera, mija mi godzina. Położyłam się spać około drugiej w nocy. Byłam już i tak wystarczająco wyczerpana...

 

______________________________________________________________________
 
Heej ! To ja @Bieburrx .
Jeśli to czytasz, to miło mi :)
Mianowicie nie wiem co mam dopisać...
Piszcie co wam się podoba, bo ja sama niestety tego nie ocenie ;)
może macie lepsze pomysły, albo coś w tym stylu....
No więc... czytajcie, jeśli wam się podoba.
http://one-day-tlumaczenie.blogspot.com/   <----- to tez możecie czytać ;D
 w takim razie, do nowego rozdziału !
Kocham was! <3