Po tym co Justin mi powiedział, nie potrafiłam wrócić do
Luke'a.
Nie poszłam nawet do łazienki. Właściwie to ona była tylko
wymówką, żeby uciec od niego. Wtedy byłam w trakcie ogarniania całej sytuacji w
ogrodzie. Teraz naprawdę chciałam uciec.
Bez zbędnego myślenia zaczęłam przeciskać się przez tłumy
ludzi znajdujących się w domu. Obejrzałam się dookoła, czy Luke nie zaczął mnie
gonić. Na szczęście stwierdziłam, że nie. Odwracając się z powrotem, uderzyłam
głową w czyjeś plecy. Spojrzałam w górę i ujrzałam chłopaka odwróconego do mnie
tyłem. Powoli odwrócił się w moją stronę i ujrzałam Justina. Spojrzałam
zdezorientowana w jego oczy, ominęłam go szybkim, pewnym krokiem i poszłam
dalej.
- Idziesz już? - usłyszałam za sobą ciepły, chrypiący głos.
Złapał mnie za ramię, sprawiając, że się zatrzymałam. Odwróciłam się do niego
przodem. - Myślałem, że zostaniesz trochę dłużej. Impreza dopiero się zaczyna.
- zaśmiał się i puścił mnie. Stałam tam i przyglądałam się mu, nie wiedząc czy wyznać
mu powód mojego nagłego wyjścia.
- Tu jest tak dużo ludzi. Nie znam połowy twojego
towarzystwa. Poza tym moi rodzice mają być dziś w domu, więc muszę już iść. -
musiałam skłamać. Może da się nabrać na ten tekst o rodzicach. On w końcu o
nich nic nie wie. Uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Ci wszyscy ludzie nie będą u mnie siedzieć do białego
rana. Ich impreza kończy się o osiemnastej, a później zostajemy tylko ja i moi
kumple. Może chciałabyś się przyłączyć? - zapytał unosząc brwi. Kurde, co ja
bym potem robiła? Sorry, co ja bym robiła do osiemnastej? Nie będę wspominać o
przebywaniu z Lukiem, bo to jest wykluczone. Mogłabym pojechać do domu, a potem
wpaść z powrotem do Justina. Ale to byłoby wykorzystywanie jego gościnności.
- A czy Luke też tu potem będzie? - spytałam lekko podnosząc
głowę do góry, żeby móc na niego spojrzeć. Błagałam go w duchu, żeby nie
zadawał mi głupich pytań. Westchnął głęboko i wzruszył ramionami.
- Jeżeli przyszłabyś tu ze względu na niego, to mogę go
zaprosić. - skrzywił się. Wiadome było, że Luke nie był zaproszony. Szybko
pokręciłam przecząco głową.
- Nie! Nie zależy mi na tym. - przechylił głowę na lewą
stronę - Ja muszę już iść. - odwróciłam się od Justina i ruszyłam w stronę
wyjścia. Otworzyłam drzwi i wyszłam przed dom zamykając je za sobą. Odetchnęłam
i zaczęłam się kierować do dużej bramy. Z tyłu usłyszałam trzaskające drzwi i
czyjeś kroki.
- Carrie! Poczekaj. - zatrzymałam się i chwilę na niego
poczekałam. - Mogę odwieźć się do domu? - zapytał gdy był już obok mnie.
- Nie chcę, żebyś robił sobie tym kłopot.
- Nie marudź. Chodź ze mną. - niespodziewanie ujął mnie za
rękę. Wciągnęłam powietrze, a po plecach przeszły mnie ciarki. Nic nie
powiedziałam tylko ruszyłam za nim. Weszliśmy do tego ogromnego garażu, a w nim
rzeczywiście były trzy samochody. Moją uwagę przykuł ten we wzory pantery. Świetny
był. Taki inny. Oprócz niego stało tam jeszcze białe Ferrari i czarny SUV.
- To który? - usłyszałam rozbawiony głos Justina, którym
wyrwał mnie z komplementacji samochodów. Z podnieceniem w oczach i szerokim
uśmiechem na ustach odwróciłam się w jego stronę i wskazałam palcem na ten
samochód w panterkę. - Wiedziałem. - zaśmiał się i podszedł do szafki w której
jak zgaduję znajdują się klucze do tych samochodów. - Jest nowy, więc raczej
nie mogło być tak, abyś wybrała jakikolwiek inny. - obrócił kluczem na palcu i
podszedł do drzwi od strony pasażera, które otworzył przede mną.
- Zapraszam do środka. - posłał mi szeroki uśmiech i
teatralnym gestem ręki wskazał na siedzenie pasażera. Szybko wskoczyłam do
samochodu, nie przestając się szczerzyć. W środku był też niesamowity. Justin
zamknął za mną drzwi i ruszył w swoją stronę. Po chwili siedział za kierownicą
i powoli odpalił silnik, który niesamowicie zawarczał. Wyjechaliśmy z garażu, a
chwilę potem z posesji i Justin zaczął się kierować ulicami w stronę mojego
domu. Ja nadal nie mogłam opanować szerokiego uśmiechu na moich ustach, który
był wywołany przez to, że jadę najbardziej nieziemskim samochodem na całym
świecie, w dodatku u boku bożyszcza nastolatek, samego Justina Biebera. Rozglądałam
się po samochodzie. Nowoczesna deska rozdzielcza, fotele obite czarną skórą,
przyciemniane szyby. Raj dla pasażera!
- Podoba się? - zapytał gdy gwałtownie odwróciłam głowę, by
spojrzeć na radio, które właśnie włączał.
- Tak. - powiedziałam zabawnie przedłużając "a".
Zaśmiał się, a z radia popłynęły pierwsze nuty piosenki. Jednej z moich
ulubionych piosenek. Uśmiechnęłam się i rozszerzyłam oczy z niedowierzania. On
tego słucha?
- Lubisz Naughty Boy? - zapytałam go.
Zaśmiał się i przytaknął głową. - Widzę, że ty też.
- Tak, ale tylko tą piosenkę. Jakoś nie miałam okazji
usłyszeć jakiejkolwiek innej. - machnęłam lekceważąco ręką.
- Mogę zabrać cię na jego koncert jeśli chcesz. - zaproponował,
po czym zerknął na mnie spod swoich gęstych rzęs.
- Nie dzięki. Nie mam za dużo czasu. - odwróciłam wzrok.
Justin zatrzymał się na czerwonym świetle. Odwrócił się do
mnie i delikatnie ujął mój podbródek dłonią, aby mógł spojrzeć mi w oczy.
- Od kiedy będę twoim szefem, będziesz miała czas na
wszystko. Tylko pozwól sobie zaszaleć. - powiedział z lekka zachrypniętym
głosem, co sprawiło, że zabrzmiało to jak jakaś obietnica. Owładnęło mną dziwne
uczucie. Zakręciło mi się w głowie, a z zakłopotania odwróciłam wzrok
wyglądając przez okno.
- Zielone. - rzuciłam cicho, a on patrzył zdezorientowany,
dopóki jego wzrok nie trafił na tablicę świetlną.
- Ah, tak. - rzucił odkasłując. Puścił mój podbródek i
położył ręce na kierownicy, z powrotem włączając się do ruchu.
Zapanowała między nami niezręczna cisza, która na szczęście
nie trwała zbyt długo, ponieważ niedługo byliśmy pod moim domem.
- Przyjadę po ciebie później. - powiedział, gdy staliśmy
przed bramą do mojego domu. Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Nie idę później na twoją imprezę. - wypaliłam szybko.
- Tylko ładnie się ubierz. - dorzucił szeroko się
uśmiechając, kompletnie ignorując moją odmowę.
Przewróciłam oczami na to, jaki jednak zarozumiały potrafi
być. - Już ci powiedziałam, że nie idę na żadną imprezę.
- To przynajmniej do ciebie przyjadę. - uśmiechnął się
chytrze.
Miałam ochotę wygarnąć mu w twarz, żeby się ode mnie w końcu
odczepił, ale jednak opanowałam swoje emocje. Zacisnęłam pięści i poluzowałam
je po chwili.
- Zrobisz jak zechcesz. - warknęłam. Otworzyłam drzwi i
wysiadłam z samochodu. Przed zamknięciem drzwi, rzuciłam do niego tylko szybkie
"cześć" i zamknęłam je, kierując się w stronę domu. Za bramą
usłyszałam pisk opon, świadczący o tym, że już pojechał.
Sfrustrowana i zirytowana wydałam z siebie głośne warknięcie
i odblokowałam drzwi, po czym weszłam do domu.
I znowu to samo uczucie.
Pustka.
Samotność.
Cisza.
W domu nie rozlegał się nawet najmniejszy dźwięk.
W przedpokoju zdjęłam buty i ruszyłam do kuchni. Na blat
rzuciłam moją torbę i klucze. Podeszłam do szafki i wyjęłam szklankę, a z
lodówki sok pomarańczowy i wlałam go do szklanki. Pociągnęłam całkiem spory łyk
orzeźwiającego napoju, ale po chwili zapomnienia, do mojej głowy znów wrócił
obraz Justina i tej jego natrętnej miny. Argh! Czy on się kiedyś ogarnie? Czy
kiedykolwiek da mi spokój z tymi zabawami? Wiem, że to dopiero początek, ale
już mam go dość.
No więc... nie mam co robić, to po pierwsze.
Po drugie, nie wiem, czy Justin do mnie nie przyjedzie za
kilka godzin. Po nim można spodziewać się wszystkiego.
Mam czas, więc postanawiam się przebrać. Z torby wyjmuję
iPhona i szybko idę na górę. Zaglądam do garderoby i wyciągam białą bokserkę i
niebieskie shorty, po czym zaczynam się w nie przebierać. Poprzedni strój
składam, zanoszę do łazienki i wrzucam do kosza na brudy.
Gotowa schodzę na dół i bez obijania się po kątach w domu,
udaję się do ogrodu. Chyba nie mówiłam, że w wolnych chwilach uprawiam jogę? No
więc, tak. Nauczyłam się tego w wieku 15 lat, gdy mama zapisała się na takie
zajęcia. Po pewnym czasie zaczęła uprawiać ją w ogrodzie, a ja z nudów któregoś
dnia poprosiłam ją aby pokazała mi kilka pozycji. Wciągnęłam się. Na początku
robiłam to rzeczywiście z nudów, ale z miesiąca na miesiąc to się zmieniało.
Joga była moim sposobem na odstresowanie się, a teraz jest moim stylem życia.
Na około godzinę wyłączyłam swój umysł i pozbyłam się z
głowy wszystkich nieprzyjemnych myśli. To było to, co najszybciej pomagało mi się
zrelaksować.
Później, nie wiedząc co zrobić, poszłam do kuchni i
postanowiłam przygotować coś do jedzenia. Nie lubię gotować, ale niestety
musiałam. Kiedy jesteś sama w domu, jesteś skazana tylko na siebie. Zaczęłam
robić ryż na mleku. To uwielbiam najbardziej.
Zanim zdążyłam zjeść mój obiad, poczułam jak blat stołu
drży, a potem usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Zerkając na
wyświetlacz, mogłam stwierdzić, że była to Chris.
Przejechałam palcem po ekranie i odebrałam połączenie.
- Hej Carrie! Masz jakieś plany na osiemnastą? – spytała na
powitanie.
- Jeszcze nie wiem, a o co chodzi? – spytałam zaciekawiona.
Nie wiem, czy Justin do mnie przyjedzie, czy nie, więc nie mogę powiedzieć, że
nie mam planów.
- Myślałam, że mogłabyś wpaść ze mną na after party u
Justina. Alfredo mnie zaprosił. – powiedziała radośnie. Jej szeroki uśmiech
mogłam wyczuć nawet przez słuchawkę. Zachichotałam.
- Co do after party, to właśnie nie wiem, bo niby Justin
mnie zaprosił, a ja mu odmówiłam, ale zdążyłam go już trochę poznać i wiem, że
mi nie odpuści. – zaśmiałam się na myśl, że go trochę poznałam.
- Haha. Widzę, że już zdążyliście się zakumplować? – spytała
rozbawiona.
- Aż tak, to jeszcze nie. Ale stanie się to tylko z jego
inicjatywy. Jestem tylko jego tancerką, którą powinien traktować tak samo jak
inne. A mnie wyróżnia. – powiedziałam z lekkim oburzeniem. Przyjmując pracę
tancerki w jego zespole, nie chciałam, aby się do mnie zbliżał. Umowa miała
obejmować jedynie taniec, a nie kontakty prywatne.
- Powiedz mu to. Bo nie wiem, co innego mogłabym ci
doradzić. Wiesz… ja na twoim miejscu skakałabym ze szczęścia, że Justin Bieber
mnie zauważył. Ale ja to co innego. – powiedzieć mu, że zbyt naciska na naszą
znajomość? Mogłabym spróbować… Chyba to zrobię… Tak! Teraz jestem
zdeterminowana, aby mu to powiedzieć. Zniecierpliwiona
i pobudzona wstałam z krzesła i poszłam w stronę salonu.
- Masz rację. Lepiej niż ty, nikt nie mógłby mi doradzić. –
ucieszona odpowiedziałam. – Powiem mu to, gdy tylko do mnie przyjedzie. – uśmiechnęłam
się.
- Ok. To możliwe, że zobaczymy się później? – spytała z
nadzieją.
- Zależy jak potoczy się cała sprawa.
- Dobrze. To na razie. Kocham cię.
- Też cię kocham. Papa. – pożegnałyśmy się, po czym się
rozłączyłam.
Uświadomiła sobie, że w kuchni zostawiłam swój niedokończony
obiad. Nie chciałam już go jeść, więc tylko tam poszłam, przelałam ryż z garnka
do dużej miski, przykryłam folią i wstawiłam do lodówki.
Skierowałam się na górę, do mojego pokoju. Postanowiłam się
nie przebierać. Po co, skoro nie wiem czy gdziekolwiek z nim pojadę. Oczywiście
wolałabym nie.
Podeszłam do okna i oparłam łokcie o parapet. W oddali
zobaczyłam biały, sportowy samochód. Znajomy… I nagle doznałam olśnienia. Już
po mnie. Dlaczego tak szybko? Przecież on ma biały samochód. Sorry, nie byle
jaki samochód, ale Ferrari. Przecież to Justin Bieber.
Wydałam z siebie zirytowane warknięcie, po czym wyszłam z
pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Ja go tu nie chcę. Urgh!
Szybko zbiegłam po schodach i weszłam do salonu, gdzie całkowicie
rzuciłam się na białą kanapę.
Chwilę potem usłyszałam warkot silnika, a później ciszę. I
kroki. Był już pod drzwiami, na pewno. I dzwonek… Och proszę! To mnie irytuje.
Wstałam z tak wygodnej kanapy i musiałam podejść do drzwi.
Znudzona otworzyłam je i takim samym wzrokiem spojrzałam w górę. Stał tam sobie
taki rozpromieniony. Kretyn – pomyślałam. Wpuściłam go do środka. Miałam jakieś
wyjście? – Tak! Zamknąć drzwi i iść na górę! – wrzasnęła moja podświadomość. No
tak, po czasie umie się odezwać.
- Hej, mała. – powitał mnie, szeroko się uśmiechając.
- Cześć. – powiedziałam tępo. Nie chciałam się wysilać na
rozmowę z nim. Irytował mnie.
Gdy weszliśmy do salonu, on się zatrzymał i odwrócił w moją
stronę. Przejechał po mnie wzrokiem, aż spojrzał na moją twarz.
- W tym jedziesz? – spytał unosząc brwi.
- Tak, nie pasuje? – spytałam słodko. Chytrze się uśmiechnął
i pokiwał głową.
- Okay… Robisz to specjalnie, rozumiem. – powiedział
spokojnym tonem lekko cofając się do tyłu. Spiorunowałam go wzrokiem. Rozejrzał
się po salonie, nie zwracając uwagi na moje spojrzenie. – To…. Jedziemy do
mnie, czy zostajemy u ciebie? – spytał oblizując wargi. Nagle zrobiło mi się
gorąco, a mój wzrok utkwiony był na tej krótkiej czynności.
Spojrzał na mnie i uniósł brwi w zdziwieniu na to, co
robiłam. Szybko się opanowałam i spuściłam głowę. Mentalnie się kopnęłam. Co ja
kurwa robię?
Zażenowana siadam na kanapę i chowam twarz w dłoniach.
Wypuszczam powietrze, które nawet nie wiedziałam, że wstrzymuję.
Bardziej czuję, niż słyszę, że Justin siada obok mnie.
- Więc jedziemy do mnie. Sam na sam raczej się nie dogadamy.
– mówi spokojnie.
Warczę zirytowana jego nachalnością.
- Zostań tu. Zaraz wrócę. –
warczę do niego i udaję się na górę.
Po piętnastu minutach schodzę, ubrana w krótką, czarną
skórzaną spódnicę, czarny gorset wyszywany cekinami i czarne szpilki. Włosy
zostawiłam rozpuszczone.
Gdy wchodzę do salonu widzę, że Justin przygląda się
zdjęciom ustawionym na komodzie. Po cichu podchodzę do niego i staję z tyłu.
- Kto to? – pyta marszcząc brwi. Podnosi do góry fotografię
na której jestem ja i mój były chłopak.
- Oh, to Ryan. Mój były chłopak. – mówię z obojętnością.
Przygląda mu się jeszcze bardziej.
- Były? – pyta z lekkim uśmiechem.
- Tak. Zerwaliśmy miesiąc temu. Czy to jakieś przesłuchanie?
– pytam z lekka zirytowana. Szybko odstawia zdjęcie i patrzy na mnie.
- Nie, skądże. Po prostu chcę cię lepiej poznać. – mówi
spokojnie. Czemu on cały czas jest taki spokojny? Podczas, gdy myślę, że
działam mu na nerwy, on mówi do mnie takim tonem.
- Każdą swoją tancerkę chciałeś tak dobrze poznać? – pytam z
sarkazmem. Może to coś zadziała?
- Nie, nie każdą. Nie wszystkie na to zasługują. – odpowiada
patrząc mi w oczy.
- Cokolwiek. Dobrze wyglądam? – pytam zerkając na niego spod
wachlarza wytuszowanych rzęs. Przygląda mi się, jadąc wzrokiem od szpilek, w
górę. Na chwilę zatrzymał wzrok na kawałku mojego odsłoniętego brzucha, po czym
spojrzał na moją twarz.
Znów oblizał te swoje cholerne wargi!
Zauważyłam, że jego spojrzenie pociemniało, a źrenice się
rozszerzyły. O nie…
- Chodźmy. – przerwałam tę niezręczną ciszę i szybko
ruszyłam po swoją torebkę, którą zostawiłam na blacie w kuchni.
Podeszłam do drzwi frontowych i miałam je otwierać, gdy
poczułam na biodrach jego ręce. Zaskoczona podskoczyłam, a Justin mnie puścił i
nie dotykając mnie wyszeptał do ucha.
- Wyglądasz zjawiskowo. – jego ciepły oddech owiał mój
policzek. Ciarki znów przeszły przez moje ciało.
Odsunęłam się lekko, co jednak byłam w stanie zrobić i
otworzyłam drzwi, stając na zewnątrz i przytrzymując je dla Justina. Wyszedł, a
ja zamknęłam i zakluczyłam drzwi. Poczułam jak obejmuje mnie ramieniem w tali,
rękę kładąc na moim biodrze. Zatrzymałam się. Już naprawdę nie rozumiem co go
opętało.
- Wtedy mówiłeś o Luke’u, czy raczej o sobie? – warknęłam i
strzepnęłam jego rękę z mojego biodra. Zmarszczył brwi jakby nie rozumiejąc o
co mi chodzi.
- Co masz przez to na myśli? – zapytał zaalarmowany.
- Chodzi mi o to, że ty wcale nie jesteś od niego lepszy.
Ostrzegałeś mnie przed nim, ale teraz widzę, że na ciebie też muszę uważać! –
wybuchłam nawet nie wiedząc, że tak bardzo jestem na niego zła.
- Oh. Nie wiedziałem, że o to ci chodzi. – zrobił smutno-
przebiegłą minę. - Jeśli chcesz, mogę przestać zachowywać się jak twój
ochroniarz, ale wtedy nie mów, że cię nie ostrzegłem. – nagle na jego twarzy
pojawiła się irytacja. Yeah! W końcu złamałam opanowanego Justina. – Wsiadaj. –
otworzył mi drzwi pasażera, a ja szybko wskoczyłam do środka.
Justin wyjechał z podjazdu, aby chwilę później mknąć poprzez
ulice L.A.
Nie minęło dziesięć minut, a już byliśmy pod jego domem.
Rzeczywiście na zewnątrz zrobiło się ciszej. Mogło to świadczyć tylko o tym, że
inni goście zniknęli i zostali tylko kumple Justina.
Szatyn zaparkował samochód na podjeździe, po czym
opuściliśmy samochód i skierowaliśmy się w stronę schodów prowadzących do domu.
W środku można było usłyszeć całkiem głośną muzykę, która
była włączona zapewne w salonie. Poszliśmy tam, a na kanapie zobaczyłam
siedzącą Chris, a zaraz obok niej Alfredo. Gdy tylko nas zauważyli, Christy
szeroko się do mnie uśmiechnęła i szturchnęła Alfredo, który obejmował ją w
talii. Posłał mi szczery uśmiech i kiwnął głową na powitanie.
Justin podszedł do reszty towarzystwa, w którym znajdowało
się czterech chłopaków, do których po chwili dołączył również Alfredo. Wszyscy
usiedli na kanapach w miarę blisko siebie. Ja dosiadłam się do Chris.
- Hej! – przywitałyśmy się uściskiem i zaczęłyśmy rozmawiać
z ożywieniem.
- Jednak przyszłaś. Myślałam, że zrezygnowałaś. Osiemnasta
minęła dawno temu. – ma rację. Była osiemnasta czterdzieści.
- To przez drobne nieporozumienia z Justinem. Jest
irytujący. – przewróciłam oczami i skrzywiłam się przypominając sobie jego
zachowanie. Zachichotała.
- Myślałam, że jest spokojny. – powiedziała z
niedowierzaniem.
- Bo jest, a nawet za bardzo. I to mnie irytowało. No bo co
to za zabawa, kiedy ty próbujesz go wytrącić z równowagi, ale on się nie daje?
Żadna. Ale całe szczęście mi się udało. – wyprostowałam się i szeroko
uśmiechnęłam, pokazując moją dumę.
- Serio? Jak? – i dopiero wtedy zrozumiałam, jakie głupoty
jej powiedziałam. Nie chcę jej mówić o tym jak na mnie patrzył. Jeszcze nie
teraz.
- Luke. – wzruszyłam ramionami. – Po prostu zaczęliśmy o nim
mówić, a potem się jakoś tak potoczyło.
- Poważnie? – spytała marszcząc brwi.
- Nie. Tylko wymiana kilku zdań na jego temat.
- Więc teraz jesteście tak jakby pokłóceni? – spytała
delikatnie.
- Trochę.
Zerknęłam na chłopaków, którzy śmiali się i ogólnie
wariowali.
- A jak tam z Alfredo? – spytałam, uśmiechając się do niej.
- Świetnie. Ale chyba widziałaś, więc raczej nie muszę ci
mówić.
- Tak. Cieszę się, że wam jakoś idzie. – szeroko się do niej
uśmiechnęłam.
- Tak. A ty niby najpierw zbliżałaś się do Luke’a, a dziś
jesteś z Justinem. Nie rozumiem tego. – zmarszczyła brwi.
- Ostatnio Justin zaczął się do mnie zbliżać. A Luke podobno
śpi z każdą laską jaka jest na pokładzie. Dałam sobie z nim spokój.
- Nie mów! Wydawał się miły i uroczy. – szeroko otworzyła
oczy.
- Wczoraj taki się wydawał. – mruknęłam. – Dzisiaj sama się
przekonałam.
Chris zrobiła nic nie rozumiejącą minę.
- Całowaliśmy się. – powiedziałam szybko, na co ona
otworzyła usta w lekkim szoku. – To był błąd. Potem robiliśmy w podobny sposób
na złość Justinowi, aż w końcu Luke coś palnął, ja poszłam do łazienki, a na
korytarzu złapał mnie Justin i zaczął opowiadać o Luke’u. Później do niego nie
wróciłam. Taka to historia. – wzruszyłam ramionami.
- Wow! Ale to… niewiarygodne. – powiedziała w szoku.
- Tak. A to dopiero drugi dzień.
To naprawdę dziwne, ile mogło wydarzyć się w ciągu dwóch
dni. Już tylko czekam na to, aż rozpocznie się dzień trzeci. Mam nadzieję, że w
ciągu przyszłego tygodnia się od tego jakoś uwolnię. To za wiele jak na mnie.
______________________________________________________________________
Hej, tu @Bieburrx .
Jakoś nie idzie mi z tym opowiadaniem i ostatnio zastanawiałam się nawet nad usunięciem tego bloga. Co prawda mam dalsze rozdziały, ale wydaje mi się, że nikt tego nie czyta....:/
Proszę, zostawcie jakikolwiek ślad po sobie, jakikolwiek komentarz, cokolwiek. Możecie też napisać do mnie na Twittera. Tylko cholernie was proszę, dajcie jakiś znak. Jeśli nadal będzie tak słabo, to nie będę miała innego wyjścia niż to usunąć.
PS. Anonimku, jeśli to czytasz, to dziękuję ci za ten cudny komentarz pod ostatnim rozdziałem <3